STRONA GŁÓWNA

Pisownia

Wymowa

Słowa nadużywane

Słowa używane niewłaściwie

Kwiatki

Kwiatki II

Ludzie piszą

Poradnie i artykuły



29 luty a a nuż, widelec a więc aka akcent apostrof autor bóg bynajmniej Ci ciężki, ciężko co by cofać do tyłu Cristiano Ronaldo cyrylica dedykowany deko dekold derby diakrytyczny dokładnie doktór dosiego roku dwutysięczny ekskluzywny ever facet fan Filip z konopi for furrora globa gównażeria gram gro Hong Kong ikona ilość imho jak się czujemy? jakby każdy jeden klatkarz koszta -ks kultowy kurde liczba lokalizacja lubieć manna meczy mi mieć miejsce mimo, że mini- muzeum na całe szczęście na czele na dzień dzisiejszy na najwyższym podium na dworzu nadzieji najmniejsza linia oporu nazwisko (odmiana) nazwisko (szyk) Nicholas Deep niemanie niemniej nienawidzieć nie palenie niepokojony nieswoje niż nocny Marek nostalgia nosz nowelizacja Nowy York obejdziony oboje, obydwoje obraz oczka oczywistym jest od tak odnośnie czegoś ogarniać oglądać telewizor oglądnąć olimpiada -om, -em opierać się o orginalny Oskar osobiście ów pieniążki pisze PLN po prostu pod rząd Polacy nie gęsi polonizacja Polski pomarańcz posiadać poszłem póki co póki my żyjemy półtorej produkcja proszę panią próba przekonywujący rozchodzić się ryzykować życiem rzeczypospolita se sex spacja spolegliwy ssać standart stronka swetr szacunek szczelać szlak tacierzyństwo tak? także tatałajstwo to znaczy… topic troszeczkę tudzież -tych tyś. ubrać umią, rozumią v-ce w cudzysłowiu w czym mogę pomóc? w każdym bądź razie w miesiącu Westerplatte William i Harry witam włanczać wogule wraz wszechczasów w/w wydawać się być wziąść wymyśleć yyy… z dużej litery z kąd za wyjątkiem zagranicą zagwostka zajebiście złoty zo żądzić i rządać -żesz

PISOWNIA


' [apostrof] – znak zupełnie bez potrzeby stawiany w najmniej odpowiednich miejscach. Owszem, imiona, nazwiska i nazwy własne obcojęzyczne potrafią sprawić piszącemu wiele kłopotu, zwłaszcza jeśli są zakończone na -e czy -ue. Ale zadziwiająco powszechna jest nieznajomość pisowni najprostszych nazw, które odmieniają się prosto, łatwo i przyjemnie, tak jakby należały do najczystszej, podstawowej polszczyzny. A w internecie jest tego od groma: Michael'a Douglas'a, Brad'owi Pitt'owi, Colin'em Farrell'em, Elvis'a Presley'a, film z Hollywood'u, producent z Universal'u itp. Zdarza się też, że słowa, których (jeszcze) nie ma w słownikach języka polskiego, ale na dobre są zadomowione w pewnych kręgach, pisane są z apostrofem. Przykład: trailer'a, które to słowo (trailer) odnotowuje jedynie „Słownik wyrazów obcych” (spośród najnowszych PWN-owskich), z zastrzeżeniem wymowy [trejler]. Jeśli jednak konstrukcja wyrazu obcego pozwala na swobodną odmianę i pisownię według zasad języka polskiego, nie trzeba udziwniać go poprzez dodawanie innych znaków. W ogóle wszystko, co nie jest rdzennie polskim wyrazem, ma szansę dorobić się niepotrzebnego apostrofu – artykuł z Times'a, nowa płyta Coldplay'a, administracja Bush'a itd.
 Zwyczaje te praktykowane są zwłaszcza na forach komputerowych, technicznych itp., gdzie „apostrofowane” są wszelkie obcojęzyczne terminy i nazwy własne, a także pseudonimy forumowiczów. A jedną z makabrycz- niejszych rzeczy jest odmiana słowa post (w znaczeniu: 'wpis na forum') w taki sposób:
W moim pierwszym post'cie wszystko wyjaśniłem czy Nie mówiąc już o zwykłych post'ach. Albo takie kurioza: To dla mnie zbyt ckliwe i hollywood'zkie; Odkryłem tę wpadkę lata temu w Shooter'rze, trzeba by screena zrobić czy Najbardziej podobała mi się postać Theresa'y.
 W dodawaniu apostrofów celują zresztą nie tylko internauci, bo sporo takich praktyk można zaobserwować w miejscach o charakterze profesjonalnym, np. na stronach wielu sklepów internetowych. Ręce opadają, kiedy widzi się informacje o tym, że
Daniel Radcliffe pogodzony jest z Harry'm Potter'em i tym podobne, jak np. w podpisie do jednego z materiałów telewizyjnych Wiadomości: Autor biografii Bradley'a Manning'a. Całe szczęście, że na razie nie spotyka się takich wytworów, jak Pankracy'ego, Jeremi'ego czy Witkacy'ego. Tego typu błędy trafiają się również w polskich wydaniach filmów DVD, jak np. w „Ojcu chrzestnym”, gdzie w napisach straszy taki potworek: Zleć to Clemenzy'emu (a gangster nazywał się Clemenza). Natomiast w marcu 2015 r. w jednym z niechlujnie napisanych artykułów znalazły się apostrofy, których użycie bezlitośnie wyśmiał pewien internauta, pisząc: „Indianę Jones'a”??? „Will'a Smith'a”??? Do szkoł'y był'o za dalek'o? Genialne podsumowanie. Nawiasem mówiąc, „poprawiaczy” wytykających nadużycie apostrofów jest w takich sytuacjach całkiem sporo, ale i tak na razie to walka z wiatrakami.
 Apostrofu nie należy również używać do oddzielania w skrótowcach końcówek fleksyjnych od tematu. Do tego służy łącznik, zwany też dywizem („krótsza kreska”), a więc:
GOPR-u, LOT-u, DJ-a, RAF-u, MSZ-ecie, VIP-ów, WF-u, a nie GOPR'u, LOT'u, DJ'a, RAF'u, MSZ'ecie, VIP'ów, WF'u (błędny jest zatem zapis tytułu filmu „Facet od W-F'u”).
 Nie tylko apostrofów używa się do oddzielania końcówek. Bywa, że służy do tego łącznik, używany np. w taki sposób:
Zdaje się, że koledze Negrin-owi chodziło o ten drugi artykuł albo To mój ulubiony film z Ed-em Harrisem. A już benedyktyńską cierpliwością wykazują się ci, którzy za pomocą znacznika [b] wyróżniają główną część słowa poprzez pogrubienie: Widzę, że Mentala nie da się przekonać, on zawsze wie najlepiej. Godne podziwu? Bynajmniej.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Językowa corrida

– końcówka w haniebny sposób zastępująca -om w wyrazach odmienianych w celowniku. Przykłady: Co masz przeciwko stylą? (zamiast stylom); Ten facet nie da się wykorzystać medią (zamiast mediom); Mam nadzieję, że pomoże to paru osobą (zamiast osobom); Dlatego mężczyzną się przeważnie nie podoba (zamiast mężczyznom); Dzięki staranią wujka Billa jest to prawie niemożliwe (zamiast staraniom); Producentą coraz bardziej przewraca się w głowach (zamiast producentom); To zagraża nie tylko kobietą, ale i facetą! (zamiast kobietom i facetom). Z internetowego forum wystarczy przenieść się np. na serwis aukcyjny i już możemy licytować film „Nie wierzcie bliźniaczką” lub książkę „Brzechwa dziecią” (mimo że na okładkach z całą pewnością była poprawna pisownia). Także -om i -on występujące w środku wyrazu są w popisowy sposób przeinaczane: Okazuje się, że ma on na kącie więcej szwindli (zamiast koncie); Z pięciu moich tematów dwa są dość skąplikowane (zamiast skomplikowane).
 Można też natrafić na ogłoszenie w serwisie motoryzacyjnym:
Do sprzedania opel omega kąbi (na pewno głośno trąbi…) albo nawet wyjść z domu i poczytać komunikaty na płotach: Kupisz nad biedrąką czy Wynajmę pokoje studentką studiów zaocznych. A za płotem, na cmentarzu, zdewastowane pomniki i wymalowany na nich napis Śmierć komuchą, bandyckie dzieło wandali analfabetów (było o tym w mediach we wrześniu 2013 r.). Na razie nie wiadomo, jak z tym zjawiskiem językowym – często odzwierciedlanym również w wymowie – walczyć, jak przekonywać, jak uświadamiać, co jest poprawne, a co nie, i dlaczego. Horror, o jakim nie śniło się Mastertonowi i Kingowi.
 Tego typu błąd zdarza się również w słowach, o których zapewne mało kto słyszał, ale które mają od dawna ustaloną pisownię. Na przykład w jednym z wydań Faktów TVN pojawiła się plansza z wypowiedzią posła Ryszarda Czarneckiego:
Gowin jest z Platformy, więc jego rasistowskie szmącesy świadczą o jego wyluzowaniu i wybornym poczuciu humoru. Gdyby ktoś w redakcji wpadł na pomysł, aby wcześniej sprawdzić, jak pisze się to dziwne słowo, dowiedziałby się, że poprawnie brzmi ono szmonces (jest to 'kawał, dowcip żydowski'; przymiotnik brzmi: szmoncesowy).

por. jęz. PWN
Językowa corrida

bóg – czyli dlaczego trzeba pisać słowo Bóg wielką literą (ale niektórzy nie chcą). Ano dlatego, że Bóg, czyli 'w religiach monoteistycznych: istota nadprzyrodzona, najwyższa, stworzyciel i pan wszechświata', jest nazwą własną, tak samo jak imiona, nazwiska i cały szereg innych nazw, które, jak wiemy, zawsze zaczynamy od dużej litery. Nie ma chyba cywilizowanych języków, w których pisownia tego typu rzeczy dozwolona byłaby od litery małej.
 Ale oto trafiają się osobnicy, którzy nagminnie o istocie najwyższej piszą
bóg i… usprawiedliwiają to! Wyjaśnia taki jeden z drugim, że: on tak pisze, bo w boga nie wierzy. A cóż tu ma do rzeczy brak wiary? Czy jeśli ktoś nie wierzy w Allacha, Buddę albo Manitou, to czy też powinien pisać ich imiona małą literą? Może Jezusa Chrystusa też? Te nazwy z a w s z e piszemy wielką literą! Choćby z powodu mocno utrwalonego zwyczaju. Jeśli ktoś w Boga nie wierzy, to po co przywołuje Jego imię? Jaki jest sens pisać: Mówiłem ogólnie o piłkarzu (boże, co za morda), skoro znowu jest w użyciu mała litera? Inny z kolei internauta wyznał raz żartobliwie, że: tym razem napisał Bóg dużą literą, bo a nuż jest (tzn. istnieje). Cóż za rozbrajająca szczerość…
 Oczywiście można też słowo bóg pisać małą literą, jeśli mamy na myśli bóstwo z religii politeistycznych, np: u starożytnych Greków bogiem słońca był Apollo, a także gdy stosujemy pewne utarte zwroty, np.: ktoś wygląda jak młody bóg. Ale w pozostałych przypadkach wszystkie odmiany słowa
Bóg na ogół zaczynamy od wielkiej litery. I nasze osobiste odczucia (a nawet pretensje) względem Niego są bez znaczenia. Pisownia małą literą jest błędna i niestosowna, a jej usprawiedliwienia – najczęściej śmieszne i niesmaczne.
por. jęz. PWN

Ci – zaimek osobowy pisany wielką literą przez ogromną rzeszę osób w najbardziej nieprawdopodobnych przypadkach. W zdaniach typu: Nie wiem, czy Ci panowie wiedzą, co robią; Wszyscy Ci, którzy przyszli, obejrzeli dobre widowisko; To, co zrobili Ci ludzie, jest szalone (aż chciałoby się ironicznie i mało gramatycznie spytać: Co? Mi?) pisownia zaimka ci wielką literą pozbawiona jest jakichkolwiek podstaw. Jest to dokładnie tak, jakby napisać: Fajne są Te dziewczyny – widać bezsens? Właśnie.
 Pisownię taką zauważyć można na forach internetowych, we wszelkich komentarzach, a także w przytaczanych dowcipach i cytatach. Ten całkowity brak logiki i pęd do używania
Ci wynika najprawdopodobniej ze źle pojętych zasad tzw. netykiety, nakazujących zaimki osobowe pisać wielką literą jako wyraz szacunku dla dyskutanta, co notabene poskutkowało kolejną nadgorliwością wśród internautów, przyjmujących tę zasadę całkowicie bezkrytycznie. Obecnie pisanie w takich przypadkach ci wielką literą jest totalną plagą i pokazem bezmyślności. Zwłaszcza że pisują tak również publicyści z rozmaitych portali i serwisów, nierzadko w pełni profesjonalnych, można zauważyć to także w telewizji.
 Ponadto niektórzy sądzą, że również wszelkie inne zaimki, nie wyłączając tych odnoszących się do własnej osoby, należy pisać dużą literą. Nie są wcale rzadkością takie zdania:
Zdaje się, że dla Niego to forum jest zbyt małe czy: Nie ukrywam, że u Mnie nie obchodzi się tych świąt. W tym drugim przypadku jest to pisownia niedopuszczalna, a pozwolić sobie na nią może jedynie Kubuś Puchatek (piórem A.A. Milne'a): Przyjęcie na Moją cześć? – myślał Puchatek, idąc. – To niesłychane!
 Jakby tego było mało, często pisze się słowa pan i pani wielką literą w zdaniach niebędących formą uprzejmych, bezpośrednich zwrotów do danej osoby (np. Szanowna Pani). Pisze się np.:
Nigdy nie lubiłem tej Pani, bo jej piosenki są zbyt wulgarne; Tym Panom już dziękujemy; Tego Pana po raz pierwszy widziałem w filmie o 11 września itp. Ba, czasem zaimki pisane są wielką literą nawet wtedy, gdy wcale nie odnoszą się do ludzi. Spójrzmy, co w napadzie bezmyślności spłodził pewien kinoman: Sranie w banie. Film o niczym. Srać się przy Nim nawet nie chce. Olaboga…
 Tego rodzaju pisownia to mniejsze lub większe absurdy i dowody na całkowite niezrozumienie elementarnych zasad naszego języka. (O jednym z problemów tego typu traktuje zapytanie do ekspertów – patrz: pierwszy link poniżej). Ba, zdarza się, że piszą tak językoznawcy (zapewne w pośpiechu, ale jednak) w swoich poradach, zarówno internetowych, jak i drukowanych. W takiej sytuacji pozostaje zadać sobie po raz kolejny pytanie: kto uczy młodych ludzi albo skąd oni sami czerpią taką wiedzę o tych wszystkich językowych odchyleniach, nonsensach i niedorzecznościach?
 [porównaj: „szacunek”]

por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

co by – spójniki żeby i aby w swym mocno potocznym kształcie przybierają formę coby, która pisana jest niepoprawnie jako co by. Zdania w rodzaju Nic nie napiszę, co by nie wprowadzać zamieszania czy Podaj linka, co by nie było wątpliwości są błędne, bo w obu powinno być coby (żeby, aby). Pisownia rozdzielna następuje tylko w takich przypadkach: Nie wiem, co by zrobił, gdyby się o tym dowiedział czy Zdaję sobie sprawę, co by się stało. Problem spotykany głównie w internecie, gdzie nagminnie pisze się co by tam, gdzie powinno być coby. Częsty, niestety, w artykułach, recenzjach itp., pomimo że jego zaawansowana potoczność nie pozwala na użycie w tego rodzaju tekstach (słowa tego nie notują i nie objaśniają np. PWN-owskie słowniki: języka polskiego i poprawnej polszczyzny).
 Rzadki przykład poprawnego użycia można było znaleźć np. w felietonie duetu Sobczak i Szpak, „Angora” nr 7/2013:
Mało tego, od 2008 roku prowadzimy intensywne śledztwo, coby dać odpór nikczemnym pomówieniom płynącym z całego świata. Ale może autorzy po prostu się pomylili…
 [porównaj: „także”]

por. jęz. PWN

Cristiano Ronaldo – czyli piłkarz tak wielki, że poświęca mu się hasło nawet na stronie zajmującej się polszczyzną… Ale nie bez przyczyny! Nazwisko portugalskiego futbolisty znalazło się tutaj, ponieważ Polacy bardzo nie lubią go odmieniać – a powinni. Dlaczego? Ano z tego powodu, że imiona i nazwiska obce należy w naszym języku deklinować, jeśli to tylko możliwe. I kropka. Ale nieee, Cristiano Ronaldo jest wyjątkiem, jego godność jest nie do ruszenia! W internecie, prasie i telewizji mało kto ma wiedzę (lub odwagę) pozwalającą pisać i mówić o Cristianie Ronaldzie lub o samym Ronaldzie. Co, wygląda i brzmi koszmarnie? Jest nie do przyjęcia? No to teraz prosimy o ciszę, bo ujawnimy straszną prawdę. Otóż… tak jest poprawnie! Tak jest dobrze! Tak jest właściwie! Nazwisko Cristiana Ronalda się odmienia, i to bardzo prosto, w zgodzie z zasadami polszczyzny. A kto nie odmienia, ten trąba. Czy też inaczej: ignorant.
 A takich ignorantów jest u nas zatrzęsienie.
O Cristiano Ronaldo mówią chyba wszyscy komentatorzy i dziennikarze, nie tylko sportowi, piszą tak zarówno oni, jak i zwykli internauci, a najgorzej jest, kiedy ktoś, najczęściej autor tekstu w dziale sportowym jakiegoś portalu, ośmieli się mimo wszystko nazwisko piłkarza odmienić. Wtedy dochodzi do iście dantejskich scen, bo autor takiego artykułu jest odsądzany od czci i wiary oraz oskarżany o wszelkie rodzaje ułomności umysłowych. Prawda jest natomiast taka, że na umyśle słabują rzesze niedouczonych fanów i antyfanów nażelowanego boga futbolu, którzy w komentarzach dają upust swojej tępej agresji słownej, jednocześnie ujawniając mizerną wiedzę o własnym języku. Hejterstwo w najczystszej polskiej postaci. Podajmy tu dwa przykłady takiego dyletanctwa, wybrane spośród tysięcy im podobnych: Dziewczyna Ronaldo pokazała zdjęcie ich córki (plotek.pl) oraz Superpuchar Hiszpanii. Cristiano Ronaldo grozi surowa kara za odepchnięcie sędziego (sport.pl). Najtypowsze z typowych.
 Kiedy na stronie sportowej widzi się takie zdanie: W polu karnym Ronaldo sfaulował Savić, to można się tylko popukać w czoło. Bo brak odmiany nazwiska
Ronalda powoduje, iż nie wiadomo kto kogo tu sfaulował. Autor zapewne chciał przekazać, że Ronalda sfaulował Savić, ale wyszło, że to Ronaldo niesportowo potraktował… no właśnie, kogo – piłkarkę nazywającą się Savić? Co za chaos, co za żenada… A wszystko przez to, że Polacy nie umieją i co gorsza – nie chcą umieć – odmieniać nazwisk. Dlatego na koniec podajmy wszystkie warianty deklinacji tych personaliów, może jednak dzięki temu ktoś dozna językowego oświecenia: Cristiana Ronalda, Cristianowi Ronaldowi, z Cristianem Ronaldem, o Cristianie Ronaldzie. Zalecenie: wydrukować i zawiesić nad biurkiem.
 [porównaj: „nazwisko (odmiana)”]

por. jęz. PWN
Obcy język polski

cyrylica – częste są kłopoty z transkrypcją z języków zapisywanych tym alfabetem. Może nawet nie tyle kłopoty, co niechęć do takiego przekładu. Bywa bowiem, że nazwiska np. rosyjskie, podawane jako podpisy do materiałów dziennikarskich w telewizji, nie są spolszczane, lecz pisane za pośrednictwem transkrypcji angielskiej. Jest to często spotykane podczas transmisji sportowych, gdzie można natknąć się na nazwisko typu Roman Pavlyuchenko zamiast Roman Pawluczenko. Czasem w ten sposób nazwiska pisane są konsekwentnie w całym materiale. Kiedy indziej znowu widzimy na ekranie, że dla reportera w Moskwie wypowiada się Valentin (zamiast Walentin) czy Varvara (zamiast Warwara), a czasem w ogóle powstają w ten sposób jakieś hybrydy, połączenia pisowni anglojęzycznej z polską. Jak na przykład w filmie „Komisarz Blond i Oko Sprawiedliwości”, gdzie na jednym z kadrów można było zauważyć w jednym słowie litery „v” i „ł”: Tajna Rosyjska Placówka Wojskowa, Svietłogorsk, Rosja (zamiast Swietłogorsk).
 Również w internecie nie są rzadkością braki w tym względzie; raz po raz któryś portal informuje np. o tym, że nowy film nakręcił
Andrei Zvyagintsev, podczas gdy powinno się napisać Andriej Zwiagincew. Nierzadko nazwiska czy tytuły filmów pisane są tak w prasie, np. w programie telewizyjnym można przeczytać, że tytuł oryginalny jednego z radzieckich filmów brzmi Ya shagayu po Moskve (zamiast Ja szagaju po Moskwie). A z naprawdę grubej rury przywalił użytkownik jednego z forów filmowych, który pracowicie wklepał takie coś: Tak samo zabrakło chekhovowskiego zbudowania sceny finałowej (zamiast czechowowskiego). Najwyraźniej dziś już mało kto potrafi choćby z grubsza przełożyć tekst pisany cyrylicą na polski, także jeśli chodzi o przekład z angielskiego.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

dekold – niewielki, ale istotny błąd, bo pisze się tylko dekolt. Ze słowem tym spotykamy się głównie w internecie, gdzie w rozmaitych portalach czy na forach plotkuje się o dekoldach gwiazd albo gdy trafiamy na stronę prezentującą ślubne dekoldy. Czasem też trafi się wyznanie w rodzaju: Wujek podpuszczał mnie, żebym odpięła parę guzików i zrobiła większy dekold. Oj, śmieszne to. Pamiętajmy zatem, aby pisać tylko o dekolcie i dekoltach – nigdy o dekoldzie i dekoldach. Mamy też słowa dekoltować się i dekoltowany – aż strach tworzyć wersje z literą „d”, więc i my tutaj nie wywołujmy wilka z lasu.


diakrytyczny – trudne słowo… Chodzi o znaki diakrytyczne (z greckiego: „odróżniające”), czyli kropki, kreski i ogonki przy literach ą, ć, ę, ł, ń, ó, ś, ź, ż. Trudno mieć jakieś szczególne pretensje do internautów, że wielu z nich z różnych powodów świadomie rezygnuje z używania takich znaków. Świat pędzi naprzód jak szalony, nie ma czasu na głupoty, więc kto by się przejmował jakimiś znaczkami, zwłaszcza że wiąże się to z uciążliwym i karkołomnym układem palców na klawiaturze. W dodatku jest ponoć pewna grupa internautów starszej daty, wychowana na wymogu niestosowania polskich znaków diakrytycznych. Oj, jak niezwykle trudno jest przestawić się na ich używanie… Ogonki i haczyki nie są potrzebne, wszak wiadomo, o co piszącemu chodzi – język chiński to nie jest. Problem zaczyna się, kiedy do takiej pisowni młody człowiek dorabia sobie jakąś wydumaną ideologię. Taką, która w kuriozalny sposób tłumaczy jego lenistwo, najczęściej teorią, że internet jest właśnie miejscem, w którym nie powinny obowiązywać absolutnie żadne zasady. Że musi być „luz” i „spoko”. Dlaczego? – bo to „tylko” internet. Ale dlaczego właśnie internet ma być jedyną domeną, w której ma panować językowa wolna amerykanka – tego już taki osobnik nie jest w stanie wyjaśnić.
 Typowe tłumaczenie jednego z takich „luzaków” brzmi (pisownia oryginalna): Wjecie co? Ja mysle rze wy se jaja robicie, na necie pisze sie byle jak a nie jak na polskim, mnie to doprowadza do szalu jak ktos pisze az nadto poprawnie. Z polaka mam 5, ale na necie robie sobie looz. To jest tylko swiat wirtualny (w ową „piątkę z polaka” jakoś trudno uwierzyć). Inna wypowiedź, dotycząca już języka jako całości, będąca komentarzem w jednej z internetowych dyskusji na temat poprawności językowej: Nienawidze takiej drobiazgowości i małostkowosci w kwestiach jezykowych. Najbardziej denerwuje mnie własnie zwracanie uwagi: mówi sie jest napisane a nie pisze! o losie… tragedia… Jestem za całkowitą liberalizacją życia w sterze jezykowej w końcu jezyk jest po to zeby sie komunikować a nie po to zeby sztucznie zachowywać pewne formułki. Cóż, jak to się mówi: bez komentarza (w obu powyższych przypadkach).
 Tak czy owak, prędzej czy później niechęć (zwłaszcza ta niepodparta żadnymi sensownymi argumentami) do używania polskich znaków zemści się w najmniej spodziewanej chwili i nie będzie to doświadczenie zbyt przyjemne. A wręcz skończy się to po prostu obciachem. Nawiązując jeszcze do dwóch powyższych wypowiedzi, trafiają się osobnicy, którzy apelują (krzyczą głośno, lecz mało treściwie) o to, aby wywrzeć nacisk na Radę Języka Polskiego, żeby ta całkowicie uprościła pisownię poprzez usunięcie tych czy innych ogonków i haczyków przy literach. Po pierwsze: RJP nie ma żadnej mocy, aby taką „reformę” przeprowadzić – może ona jedynie wyrażać opinie, doradzać i uświadamiać, a nie nakazywać, wymagać i wyciągać konsekwencje. A po drugie, gdyby nawet mogła to zrobić, nigdy by tego nie uczyniła. Na pewno nie pod wpływem głosów „dzieci epoki internetu”, którym nie chce się uczyć i szanować ojczystego języka.
 Aby wyczerpać ten temat, wypadałoby wspomnieć o typowym efekcie nieużywania polskich znaków diakrytycznych, jakim może być dwuznaczność zapisanego w ten sposób tekstu. Klasyczny przykład: Nie rob mi laski, co może być odczytane zarówno jako Nie rób mi łaski, jak i Nie rób mi laski (jakkolwiek poprawne znaczenie zapewne może być całkiem oczywiste i jasno wynikać z kontekstu wypowiedzi). Z kolei pewien internauta uznał, że słowo bombka pisze się jako bąbka, i pewien tekst skomentował w ten sposób: No to miala dziewczynka pecha, ze trafila na babke ze szkla, bo oni kochaja plastiki. I naprawde ciezko jest kupic takie babki jakie sa w Polsce. A już naprawdę sytuacja się komplikuje przy takim zdaniu: Fani Gwiezdnych Wojen, laczcie sie! Bo albo chodzi tu o to, żeby ci fani się łączyli, albo – zakładając, że wystąpiła mała literówka – leczyli…

por. jęz. PWN

dosiego roku – nadal wiele osób nie wie, że to błąd. Kiedy tylko zbliża się koniec roku i nadchodzi czas składania noworocznych życzeń, słyszymy i widzimy, jak ludzie życzą sobie nawzajem nie tylko roku szczęśliwego i pomyślnego, ale także… dosiego. A to błąd pisowniowy, gdyż jedyną poprawną formą jest do siego. Otóż trzeba przyjąć do wiadomości, że siego jest dopełniaczem dawnego zaimka wskazującego si, sia, sie, który znaczył tyle, co 'ten, ta, to'. Jednym słowem: było kiedyś słówko si, które się odmieniało, i dlatego teraz mamy siego. Nie ma natomiast czegoś takiego jak dosi, żeby pisać teraz dosiego. A już na pewno nie należy pisać Dosiego, gdyż nic nie łączy tego wyrażenia z żadną Dosią (czyli Dorotą).
 Niestety, niepoprawne
dosiego roku jest bardzo rozpowszechnione. Taka pisownia szczególnie razi, kiedy stosują ją gazety i czasopisma albo kiedy widzi się ją w reklamach telewizyjnych czy na ulicach. Pod koniec 2014 roku ten byk pojawił się nawet w napisie wyświetlanym na Pałacu Prezydenckim, w dodatku z drugim słowem niepotrzebnie pisanym wielką literą: Dosiego Roku! Tragedia… Tak więc nie każdy musi wiedzieć, dlaczego obowiązuje pisownia rozdzielna, ale warto po prostu zapamiętać, że pisze się wyłącznie do siego roku. Może być z wykrzyknikiem!
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Obcy język polski
Obcy język polski
Obcy język polski
Obcy język polski
Obcy język polski
Językowa corrida

for – jest to niewłaściwa forma dopełniacza liczby mnogiej słowa forum, która powinna brzmieć forów. Błąd nie jest jakoś specjalnie rażący (w naszym języku trafiają się większe babole), zwłaszcza że forum jest słowem stosunkowo nowym i wciąż dość kłopotliwym w odmianie, ale niektórym działa on całkiem poważnie na nerwy. Wyjaśnijmy zatem: nie piszemy (i nie mówimy): Zwiedziłem już wiele for, ale z takim chamstwem się jeszcze nie spotkałem, tylko: Zwiedziłem już wiele forów, ale… Ktoś inny z kolei potrafi napisać: Jak do tej pory nikogo znajomego na forze nie znalazłem (musi być: na forum). Można też napotkać, np. na pewnym znanym forum bukmacherskim, informację, że zawiera ono: 108 for i subfor – rzecz jasna, powinno być forów i subforów.
 Słowa forum w znaczeniu 'internetowa forma dyskusji' wciąż nie notuje większość publikacji, a PWN-owski słownik poprawnej polszczyzny (z roku 2006) zawiera nawet informację, że wyraz ten jest w liczbie mnogiej rzadko używany, co jest obecnie opinią raczej chybioną. Wymieńmy na koniec wszystkie warianty deklinacji tego wyrazu w liczbie mnogiej, które odmieniane są tak jak w przypadku muzeum, akwarium czy liceum. A więc:
te fora, tych forów, tym forom, z tymi forami, o tych forach.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Językowa corrida

globa – forma używana w tekstach pisanych oraz słyszana w mediach w zwrotach typu zdobyć Złotego Globa albo nominację do Złotego Globa. Od zasady wyjaśniającej użycie poprawnych form, jakimi są zdobyć Złoty Glob lub nominację do Złotego Globu, jest wiele odstępstw, a od nich z kolei są następne wyjątki. Skoro można bowiem zdobyć Nobla, Pulitzera czy Oscara, to zapewne można także Globa. Forma ta jest jednak bardzo niestaranna i potoczna (nie mówi się zdobyć złotego puchara czy srebrnego medala), a przede wszystkim raczej trywialna. Może się kojarzyć z wyrażeniem iść na klopa.

por. jęz. PWN

gównażeria – lub gówniażeria, niepoprawna, choć obecnie chyba dominująca w internecie pisownia słowa gówniarzeria. A sprawa jest prosta: skoro mamy słowo gówniarz, to powstała od niego forma zbiorowa musi przyjąć postać gówniarzeria. Nie ma żadnego powodu, aby końcowe „rz” zamieniać na „ż” i aby pomijać zmiękczające „i”. Wbrew pozorom, błędnie pisana gównażeria nie ma nic wspólnego z innymi wyrazami francuskiego pochodzenia, takimi jak menażeria, oranżeria czy garmażeria. Jeśli już koniecznie chcemy zabłysnąć słowem zawierającym gówno i w dalszej części żer, to niech to będzie gównożerca – niespotykane w słownikach, ale całkowicie poprawne językowo (można je znaleźć choćby w powieści Jamesa Clavella „Tai-Pan”: Durnie! Żałośni, głupi gównożercy bez ojca i matki! Oby im zgniły członki, a kiszki stoczyły robaki!).
 Warto przytoczyć jeden przykład poprawnego użycia tego słowa w prasie. W swoim felietonie w numerze 28/2012 tygodnika „Angora” panowie Sobczak i Szpak napisali:
Nie jest tajemnicą, że takie wakacyjne dogadzanie gówniarzerii pociąga za sobą duże koszty. Brawo.


gro – kto wie, co to jest? Otóż jest to błędna pisownia słowa gros, oznaczającego 'większą część, większość'. Słowo to jest pochodzenia francuskiego i, jakkolwiek jego wymowa brzmi dosyć dziwacznie (a już na pewno obco), tak właśnie należy je wymawiać: [gro]. Nie należy jednak tak pisać. O dziwo, słowo to jest dość popularne w internecie: Gro moich znajomych to frajerzy; Powiem ci, że gro z tego to zwykłe bzdury. Czasem również wydaje się, że piszący nie bardzo wiedzą, co znaczy to słowo. Piszą: Musisz mieć gro doświadczenia, żeby uzyskać takie stanowisko – tutaj gro najwyraźniej oznacza wiele, mnóstwo, ale na pewno nie większość.
 Nawet zakładając, że używałoby się poprawnej pisowni
gros, wydaje się ono słowem raczej książkowym, ewentualnie pasującym jedynie do terminologii technicznej (Gros transakcji to jednak lukratywna obsługa klientów instytucjonalnych) i jego użycie w tego typu pogawędkach czy nawet dyskusjach sprawia wrażenie starań o zbytnią wykwintność wypowiedzi. Tym bardziej że chyba tylko moda nakazuje pisać gro, podczas gdy będące dużo bardziej na miejscu słowo większość idzie w odstawkę. No tak, przecież większość jest trudniej napisać – są tam aż trzy znaki diakrytyczne… Tak czy siak, najodpowiedniejsze miejsce dla gro jest w takich zdaniach: Scrabble! Gro moja ukochana, w którą gram od nocy do rana! albo Grrrooo!!! – wyraz dźwiękonaśladowczy oznaczający ryk niedźwiedzia w komiksach o Kajku i Kokoszu.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

Hong Kong – specjalne terytorium miejskie w Chinach, do roku 1997 kolonia brytyjska, od dawna ma w naszym języku utrwaloną formę Hongkong, jednak pęd do zasysania z języka angielskiego wszystkiego, co tylko się da, nakazuje coraz większej liczbie osób pisać Hong Kong. To, że piszą tak zwykli ludzie, nie dziwi, ale zdumiewający jest fakt, że właśnie ta forma jest coraz częstsza w świecie mediów. Nie jest wcale rzadkością Hong Kong (czasem pisany także z dywizem) jako podpis do materiałów dziennikarskich w największych programach informacyjnych, zdarza się również w tekstach drukowanych. Propozycja (ironiczna, rzecz jasna): wprowadzić także pisownię Kosta Ryka i Wiet Nam zamiast Kostaryka i Wietnam – będzie to w zgodzie z pisownią oryginalną Costa Rica i Viet Nam, i również anglojęzyczną (w tym pierwszym przypadku), a w dodatku ileż satysfakcji przyniesie.
 Jakby tych geograficznych wpadek było mało, co rusz ktoś pisze, że był, że widział, że coś jest w
Nowym Yorku zamiast w Nowym Jorku. Rzecz jasna, zawsze może być jeszcze gorzej, np. w New Yorku. Tak właśnie nazwę tego miasta pisał Henryk Sienkiewicz w swoich „Listach z podróży do Ameryki” (np. tytuł rozdziału III: „Pobyt w New Yorku”). I Janusz Korczak w „Kajtusiu czarodzieju”: Kajtuś żyje. W butach siedmiomilowych uciekł do New Yorku. Teraz czekajmy zatem, aż ktoś jako pierwszy opowie o najświeższych wakacyjnych wrażeniach z wyjazdu do Wielkiej Britain albo United Stanów. Dodajmy przy okazji (bo i z tym są kłopoty), że przymiotnik od Hongkongu istnieje i brzmi hongkoński – nie hongkongijski.
 A skoro już jesteśmy w klimatach dalekowschodnich, zauważmy, że od 2006 roku nazwę stolicy Korei Północnej należy zapisywać jako
Pjongjang, a nie Phenian (często wymawiany bez większego sensu jako fenian), jak to było przez ostatnie kilkadziesiąt lat. O okolicznościach takiej zmiany można przeczytać choćby w polskiej Wikipedii.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

klatkarz – to niepoprawna pisownia słowa klatkaż. Tego wyrazu (zresztą obu) słowniki nie notują, chyba że jakieś specjalistyczne, ale jest ono w użyciu, zwłaszcza wśród osób związanych z filmem. Klatkaż bowiem oznacza 'ilość klatek na sekundę', np. w kamerze, ale często pisany jest błędnie przez „rz”. Trzeba tutaj zauważyć analogię: mamy słowa metraż, tonaż i litraż, a choć klatkaż nie pochodzi, tak jak one, z języka obcego, to jest wyraźnie zbudowany na ich wzór. Te cztery pojęcia odnoszą się do pewnych jednostek miar (metry, tony, litry, klatki), układających się w jedną całość znaczeniową i wyrażającą jedną cechę danego pomiaru. Jak łatwo zauważyć, takie słowa kończą się na „ż”.
 Co w takim razie znaczy klatkarz? Wychodzi na to, że jest to pojęcie, które należałoby zaliczyć do grupy zawodów, takich jak murarz, dekarz, tokarz, stolarz, grabarz, kafelkarz i pewnie jeszcze parę innych. Być może gdzieś tam istnieje ktoś zajmujący się klatkami (w zoo, na farmie albo w fabryce klatek) i wtedy, jeśli byłoby to konieczne, można by nazwać go właśnie klatkarzem. Dodajmy, że z podobnych powodów jajcarz też pisze się przez „rz”.

por. jęz. PWN

-ks – końcówka, która jeszcze do niedawna musiała być stosowana przy odmianie słów zakończonych na literę „x”. Było to tak: słowa zakończone na „x”, głównie obcojęzyczne nazwy własne, zwłaszcza imiona i nazwiska – np. Max, Alex, Fox, ale także Hortex – musiały być deklinowane w ten sposób: Maksa, Maksem, Maksie, Maksowi, Aleksa, Aleksem, Aleksie, Aleksowi, Foksa, Foksem, Foksie, Foksowi itd., co nie podobało się wielu użytkownikom polszczyzny, uważali oni bowiem, że zamiana litery „x” na połączenie literowe „ks” nie ma w tym wypadku większego uzasadnienia. I oto pod koniec 2008 roku spełnił się najpiękniejszy sen tych, którzy pragną zmieniać polszczyznę i którzy bezustannie dopytują się, „czy już tak można”. Tak, teraz już można tak pisać – Rada Języka Polskiego w swej uchwale zezwoliła na pisownię przez „x”, podtrzymując przy tym możliwość pisowni przez „ks” (piszący ma teraz wybór). Można zatem śmiało pisać Maxa, Maxem, Maxie, Maxowi, Alexa, Alexem, Alexie, Alexowi, Foxa, Foxem, Foxie, Foxowi bez obaw, że zostanie się posądzonym o nieznajomość reguł polszczyzny. Oczywiście, czasem mogą w ten sposób powstać wątpliwości, jak np. w takim zdaniu: Opowiedz mi o Dixie. Bo w tym przypadku Dixie może być albo imieniem żeńskim [wym. 'diksi'], albo męskim Dix [o 'diksie'].
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
RJP

mimo, że – należy do najczęściej popełnianych błędów pisowniowych, tworząc grupę spójników złożonych, takich jak: chyba, że; jako, że; tyle, że; tylko, że; zwłaszcza, że. Chodzi o to, że w żadnym z nich nie powinien znaleźć się przecinek, mimo zasady wpajanej już we wczesnych latach szkolnych, mówiącej, że „przed że zawsze stawiamy przecinek”. To nieprawda, gdyż istnieją wyjątki, tak jak w omawianym przypadku. Wiele osób zaczyna zdania od mimo, że (i pozostałych wymienionych), nie wiedząc, że przecinek jest tam niewskazany. Piszą: Mimo, że spał na lekcji, dostał ocenę dobrą, a powinno być: Mimo że spał na lekcji, dostał ocenę dobrą. To samo dotyczy sytuacji, kiedy spójnik ten występuje w środku zdania, wprowadzając jego część podrzędną. Choćbyśmy w mowie zrobili nie wiedzieć jak głęboką przerwę na oddech (wyrażany w domyśle nawet i setką przecinków), w pisowni tego nie oddajemy (no dobrze, takie sytuacje występują, lecz niezwykle rzadko). Musi być mimo że; chyba że; jako że; tyle że; tylko że; zwłaszcza że.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

mini- – błędna pisownia wyrazów z cząstką mini jest bardzo powszechna, warto więc o tym wspomnieć choćby pobieżnie. A zatem: nie trzeba mini z innymi wyrazami pisać rozdzielnie ani z kreską, bo od dłuższego czasu jest u nas ustalona pisownia łączna. Czyli: nie mini-reportaż, mini-aparat, mini-komputer, mini-turniej, mini-serial, mini-recenzja, tylko minireportaż, miniaparat, minikomputer, miniturniej, miniserial, minirecenzja itd. Identyczna pisownia obowiązuje w przypadku równie popularnych i także często sprawiających kłopoty cząstek super, ekstra, mega, hiper itp.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski

nadzieji – to błąd, z którym Polacy zmagają się już od wielu lat i niektórzy wciąż nie mogą wygrać. W walce z pisownią tego słowa poległ także Prezydent RP, który w marcu 2011 roku wpisał się do księgi kondolencyjnej w japońskiej ambasadzie. Było o tym u nas głośno (i od czasu do czasu nadal jest). Z kolei innym razem w „Wydarzeniach” Polsatu (13 VIII 2015 r.) zapowiedź materiału o imigrantach szturmujących Europę zilustrowano tytułem: Żadnej nadzieji. Czyli też źle, bo powinno być oczywiście nadziei.
 A dlaczego poprawnie musi być
nadziei? Otóż dlatego, że nadzieja (także imię: Nadzieja) należy do grupy słów zakończonych na -ja poprzedzonym samogłoską, a wówczas, bez względu na to, czy jest to rzeczownik rodzimy, czy zapożyczony, w dopełniaczu, celowniku i miejscowniku liczby pojedynczej musimy taki wyraz zakończyć krótkim „i”, a nie „ji” (w naszym języku nie występuje połączenie liter „ji” po samogłoskach). Spójrzmy, oto inne słowa zakończone na -eja: aleja, Bareja, breja, epopeja, fleja, Higieja, kaznodzieja, keja, knieja, mierzeja, Okrzeja, onomatopeja, reja, sieja, tuleja, ukleja, zawieja. Zatem: alei, Barei, brei, epopei, flei, Higiei, kaznodziei, kei, kniei, mierzei, Okrzei, onomatopei, rei, siei, tulei, uklei, zawiei.
 Analogiczna zasada odnosi się do słów z innymi samogłoskami poprzedzającymi -ja. Czyli z -aja (Achaja, faja, Gaja, Kaja, Maja, raja, zgraja), -ija (dungija, galabija, rakija, żmija), -oja (boja, dziewoja, koja, ostoja, paranoja, sekwoja, soja, Troja, zbroja), -uja i -ója (dwója, ruja, szczeżuja, szuja, trója, tuja) oraz -yja (chryja, kołomyja, szyja).
 Teraz chyba wszystko jasne. Wystarczy zapamiętać, że kiedy słowo kończy się na -eja (i inne samogłoski przed -ja), podczas odmiany zawsze napiszemy je z krótkim „i” na końcu – nigdy „ji”. Tak jak w
nadziei. Końcówka „ji” zarezerwowana jest tylko dla słów zawierających spółgłoskę (policji, fantazji, depresji itp.).
Obcy język polski

nazwisko (odmiana) – częsty kłopot z nazwiskami polega na nieużywaniu liczby mnogiej nazwiska, jeśli odnosi się ono do dwóch lub więcej osób. A więc: Oto państwo Macierzak; Nagroda dla Ewy i Adama Bobek; Jutro spotkamy się z państwem Kaczor; Porozmawiajmy o braciach Wyrwał – są to konstrukcje niepoprawne, a przy odrobinie złej woli osobom stosującym takie formy można zarzucić snobizm. Powinno być: Oto państwo Macierzakowie; Nagroda dla Ewy i Adama Bobków; Jutro spotkamy się z państwem Kaczorami; Porozmawiajmy o braciach Wyrwałach itd., bez względu na to, jakie brzmienie ma nazwisko. Nie lubią odmieniać nazwisk także dziennikarze w telewizyjnych programach informacyjnych, oto garść przykładów: Rodzina Ornal (Wydarzenia); Państwo Rączka mieli zalany parter i część piętra (Wydarzenia); Państwo Sysak wciąż są w większości, ale malejącej (Fakty) – powinno być: Ornalów, Rączkowie, Sysakowie.
 Jeszcze bardziej niezrozumiały jest ogólnopolski wstręt do zupełnego nieodmieniania nazwisk – chodzi o te występujące w formie nieprzymiotnikowej. Wiele osób swoich nazwisk (cudzych także) nie odmienia, czy to z niewiedzy o zasadach językowych, czy ze zwykłego snobizmu. Zwłaszcza to drugie jest godne wyśmiania, ale tak czy owak efekt jest ten sam. Otrzymujemy takie kwiatki, jak
Wyrazy współczucia z powodu śmierci brata składamy panu Janowi Polkowicz (zamiast Polkowiczowi) czy Serdeczne podziękowania dla minister Anny Sierota składa premier (zamiast Sieroty). Szczególnie rażące jest to w przypadku nekrologów, w których co rusz rodziny wyświadczają swoim zmarłym bliskim pośmiertną niedźwiedzią przysługę (a przez to ogromną krzywdę) formułkami typu: Z żalem zawiadamiamy o śmierci kochającego męża, ojca i dziadka Zdzisława Iwan. Bywają, rzecz jasna, wyjątki, które uzasadniają zwyczaj nieodmieniania nazwisk, zwłaszcza jeśli są one zakończone na „o” (patrz: poniżej, drugi link), rzadziej na „i” lub „a”. Lecz na ogół to właściciel takiego nazwiska upiera się, aby go nie odmieniać, a upór taki jest często nieuzasadniony i wręcz kompromitujący.
 Jak wspomniano, niektóre nazwiska, szczególnie te zakończone na „o”, niezbyt łatwo poddają się deklinacji i wówczas rzeczywiście czasem lepiej zostawić je w spokoju (pomimo że przepisy poprawnościowe od dawna są jasno sformułowane). Można bowiem zrozumieć opory przed opowiadaniem o panu
Ziole lub kiedy chcemy porozmawiać z panem Ziołą – jegomość nazywający się Zioło ma prawo być zdegustowany próbami odmieniania jego nazwiska. Albo zasłużony piłkarz i sportowiec, Stanisław Oślizło. Ręka się wzdraga, żeby napisać, a język drętwieje, kiedy trzeba powiedzieć o panu Ośliźle. Nie mówiąc już o Michale Żyrze (piłkarz Legii Warszawa o nazwisku Żyro). Na szczęście jest na to rada. Dopuszczalne jest bowiem nieodmienianie nazwiska zakończonego na „o”, słowiańskiego lub niesłowiańskiego, jeśli stoi przed nim imię bądź przynależny mu tytuł albo funkcja. Tak więc: ze Stanisławem Oślizło, z Michałem Żyro, dla pana Zioło, z profesorem Żygadło, o Alu Pacino itp. W każdym razie jeśli ktoś na dzień dobry mówi, że jego nazwisko się nie odmienia, w głowie natychmiast powinna nam się zaświecić lampka alarmowa, bo prawdopodobnie usłyszymy stek bzdur.
 Tego typu kłopoty nie powinny jednak dotyczyć zdecydowanej większości innych nazwisk, także tych powszechnie znanych, jak np. Lato, Boni czy Ziobro, należy je bowiem odmieniać, nawet pomimo sprzeciwu osób je noszących (gdyby wpadło im coś takiego do głowy). Aczkolwiek czasem można nabrać wątpliwości, skoro w „Uniwersalnym słowniku języka polskiego PWN” prof. S. Dubisz pisze: „(…) a postawę drugą [reprezentuje] Inny słownik języka polskiego pod red. M. Bańko” (zamiast M. Bańki). Tak czy owak, nikt nie powinien się chwalić, że
widział raz jednego z braci Mroczek, tylko nie wiedział którego – musi być jednego z braci Mroczków. Analogicznie: nie braci Golec, tylko braci Golców. Natomiast pewne kłopoty są, kiedy mowa jest o braciach Coenach – zasadniczo nie powinno się mówić i pisać o braciach Coen (patrz: ostatni link PWN). W tym miejscu trzeba dodać, że wszystkie te wywody dotyczą także nazwisk obcych, które również należy odmieniać – w miarę możliwości, rzecz jasna. To tylko dawniej tak bywało, że niezbyt zwracano uwagę na odmianę, jak np. w tytule XIX-wiecznego wiersza Norwida: Do obywatela Johna Brown.
 Są w internecie fora, założone przez panie mające wkrótce wstąpić w związek małżeński. Przyszłe panny młode udzielają tam sobie nawzajem m.in. porad, jak i czy w ogóle odmieniać nazwiska swoje, rodziny i gości weselnych. Wiele z wyrażanych na ten temat opinii niestety sprowadza się do jednej, prostej konkluzji: nie odmieniać! Jednak przytaczane w dyskusjach argumenty jeżą włos na głowie, wystawiając ich autorkom fatalne świadectwo. Niektóre z tych stwierdzeń to wręcz popisy ignorancji i koncerty przesądów językowych, w dodatku popartych nieistniejącymi regułami lingwistycznymi. Dyskusje na te tematy na ogół wyglądają tak:

 Tworzę listę gości na wesele i nie bardzo wiem, jak to jest z odmianą nazwisk. Zapraszam państwa Pchlarz czy Pchlarzów? Dziubas czy Dziubasów?
 Nie odmieniać.
 Najlepiej nie odmieniać, bo niektóre się nie odmieniają.
 Właśnie, bo jeszcze odmienisz nazwisko komuś, kto sobie tego nie życzy.
 Zawsze lepiej pisać bez odmieniania.
 Nazwiska się odmienia tylko wtedy, kiedy są typowo polskie, czyli zakończone na -ski, -ska lub -wicz.
 Jeśli to małżeństwo, to poprawnie jest Pchlarzów, jeśli rodzeństwo, to Pchlarz.
 Nazwisk się nie odmienia.
 Jak ktoś próbuje odmieniać na siłę, to wygląda to nijak.
 Bardzo elegancko jest nie odmieniać.
 Moje nazwisko kończy się na H i też nie cierpię, jak je ktoś odmienia.
 Dopiero od niedawna weszła zasada, że jednak trzeba odmieniać.
 Dziubas się nie odmienia, a Pchlarz możesz odmienić.
 Nazwisk nie odmieniamy.

 Nie odmieniamy i już… Szkodliwość zawartych w tych miejscach opinii (pomimo pojawiających się także głosów rozsądku) nie podlega dyskusji, a już całkowicie żenujące są autorytatywne stwierdzenia niektórych osób, przejawiane w wypowiedziach tego rodzaju: teść zakazał odmieniać nasze nazwisko czy mąż twierdzi, że jego nazwisko się nie odmienia. Tego typu praktyki jednoznacznie potępiają lingwiści, często poświęcając im niewielkie, ale treściwe artykuły (link na samym dole).
 Spotyka się również opinie w rodzaju każdy traktuje swoje nazwisko jak kawałek siebie, niech więc ma prawo do własnych przyzwyczajeń co do własnego nazwiska, a co za tym idzie – niech go nie odmienia i tego samego wymaga od innych. Ot, bzdura jakich wiele wśród niedouczonych użytkowników polszczyzny. Pora przyjąć do wiadomości, że wbrew pozorom nikt nie jest właścicielem swego nazwiska – a ściślej, innej jego formy niż mianownikowa w liczbie pojedynczej – i rzadko kiedy ma prawo decydować o tym, jak i czy się ono odmienia. O tym decydują reguły języka, a nie osoba, która go używa.
 Koronny argument tych, którzy z zasady nie chcą albo boją się odmieniać nazwiska, brzmi mniej więcej tak: jeśli następuje odmiana, nie można odtworzyć podstawowej (mianownikowej) wersji nazwiska. Dobrze, to rzeczywiście jest pewien problem, ale – na Trygława i Swaroga! – w dobie szeroko dostępnego internetu, w którym na ogół szybko można sprawdzić, o jakie nazwisko chodzi, stanowi to zaledwie drobną niedogodność! Bądźmy poważni: czy naprawdę jest ktoś, kto na co dzień ma do czynienia z setkami albo tysiącami deklinowanych nazwisk i z powodu niemożności ustalenia ich podstawowej wersji wpada w myśli samobójcze? Nie, to są prawdopodobnie sporadyczne przypadki, kiedy takie nazwisko się pojawia i sprawia kłopot.
 A po drugie: co z innymi nazwami własnymi? Dyletanci i ignoranci też chcieliby zakazać ich odmiany? Spójrzmy na takie zdanie: Byłem u krewnych w Witowie. Czy na tej podstawie da się ustalić nazwę miejscowości? Oczywiście nie, ponieważ może chodzić zarówno o Witów, jak i Witowo. I co, należałoby zatem mówić i pisać: Byłem w Witów? Lub w Witowo? Bzdura. Kiedy zaś czytamy, że oto na zdjęciu jest wicestarosta powiatu szczycieńskiego, to co wtedy – automatycznie uznajemy, że chodzi o miasto Szczycień? A figę, bo szczycieński to przymiotnik od nazwy Szczytno (tak samo zresztą jak szczytnowski). Jeśli natomiast czytamy o pożarze poszycia leśnego w powiecie koneckim (zdarzenie z maja 2016 r.), to oczy automatycznie robią się jak pięć złotych, bo słuchajcie, ludziska – cóż to jest powiat konecki?! Do jakiego miasta lub wsi się on odnosi? Ach, nie trzymajmy już czytelników w niepewności i zdradźmy wielką tajemnicę: chodzi o 20-tysięczną miejscowość Końskie w województwie świętokrzyskim! Tylko skąd ma to wszystko wiedzieć przeciętny obywatel i jak na podstawie takiego przymiotnika ma ustalić nazwę miasta? Albo weźmy komiks z serii Yans, Mutanci z Xanai – jak nazywa się planeta: Xanai, Xanaia czy Xanaja? Podpowiadamy: Xanaja (w oryg. Xanaïa), ale tego nie da się ustalić na podstawie polskiego tytułu, więc co: powinno być Mutanci z Xanaja? Tego typu deklinacyjnych pułapek z pewnością jest dużo więcej, a jednak nikt nie robi z tego problemu – dopiero przy odmianie nazwisk mnóstwo ludzi dostaje małpiego rozumu.
 [porównaj: „Cristiano Ronaldo”]

por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Językowa corrida
Językowa corrida
Językowa corrida
Językowa corrida
Językowa corrida
Językowa corrida
Językowa corrida
prof. Miodek o odmianie nazwisk
I. Bajerowa – artykuł

nazwisko (szyk) – stawiane przed imieniem (tak w pisowni, jak i w mowie) jest oznaką braku obycia towarzyskiego i naruszeniem norm poprawnościowych. Szyk nazwisko plus imię dopuszczalny jest jedynie w różnego rodzaju wykazach i spisach alfabetycznych, często tolerowany także w przypadku urzędowych dokumentów. W użyciu potocznym i oficjalnym (np. podczas przedstawiania się) nabiera formy napuszonej i nadętej, nie mówiąc już o pewnej dawce komizmu, jaka może temu towarzyszyć: Bąk Andrzej (to coś jak Pszczółka Maja? albo Miś Uszatek?), Zdrada Ryszarda (chodzi o imię żeńskie, o panią Ryszardę), Król Rafał, Ogrodnik Tomasz (zupełnie jak postacie z bajek), Rycz-Dybałtowski Ksawery, Niewinna Katarzyna czy Ksiądz Waldemar. W Europie bodaj tylko na Węgrzech zapisuje się nazwiska w szyku nazwisko plus imię.
 O, spójrzmy choćby, jak wygląda odsyłacz do internetowego artykułu o zakupach w PRL: [1] Kot Wiesław, PRL jak cudnie się żyło! Wydawnictwo Publicat, Poznań 2008 s. 218. Piękne imię dla kota, nieprawdaż? A do czego prowadzi nazwisko przed imieniem, świadczy choćby nieustająca popularność Jerzego Gondola, który karierę zrobił w czasach PRL-u jako bohater piosenki Gondol Jerzy znad Wisły. Bo o gondolierach chyba mało kto wtedy słyszał…
 W ramach ciekawostki warto jednak zauważyć, że stawianie nazwiska przed imieniem jest zabiegiem często stosowanym przez rozmaitej maści publicystów, ze wskazaniem na felietonistów. Przydaje się on zwłaszcza wtedy, gdy autor takiego felietonu ma chęć być uszczypliwy tudzież zdruzgotać obiekt swoich kpin kąśliwymi uwagami lub też po prostu klasycznie się wyzłośliwić. Przybiera to np. taką postać: (…) nie wnosi niczego cennego w intelektualny pejzaż dziennikarskiej misji, jak czynią to in gremio redaktorzy „Wyborczej”, a Pacewicz Piotr w szczególności (H. Martenka, „Angora” nr 52/2008) albo: Tak sobie siedzę i zastanawiam się, co też taki Śmietanko Andrzej z PSL sobie myślał? (S. Jastrzębowski, „Super Express” z dn. 20 lipca 2012 r.). I jeszcze piłkarz Wojciech Kowalczyk w swojej autobiografii: Jak zapewne wiele osób pamięta, Murawski Maciej w owym spotkaniu odstawił taką żenadę, że żal było patrzeć. W każdym z tych przykładów smrodek zjadliwości jest dyskretny, ale widoczny gołym okiem. Tak zapisany z nazwiska i imienia obiekt docinków powinien z całą świadomością zdawać sobie sprawę, że sympatia i przychylność dla niego ze strony autora tekstu są co najwyżej śladowe.
 Oprócz tego można taki szyk zauważyć w powieściach i bywa to wtedy ujęcie nie tyle złośliwe, co stylizowane żartobliwie, jak np. u E. Niziurskiego w książce „Szkolny lud, Okulla i ja”: Została jeszcze Ciepełko Danuta oraz Trzeba też odłączyć Tobołkiewicz Halinę.
Językowa corrida
Językowa corrida

Nicholas Deep – brzmi znajomo, czyż nie? To nazwisko nieistniejące, zbitka (na potrzeby niniejszego hasła) bodaj najczęściej przekręcanego w pisowni imienia i nazwiska ze świata filmu. Wszelkie obce nazwy własne bywają pisane z błędami, ale niektóre z nich są tak permanentnie i w osobliwy sposób kaleczone, że budzi to sprzeciw innych (najczęściej fanów tej czy innej osobistości). Tak jest właśnie z nazwiskiem Johnny Depp, notorycznie pisanym jako Deep, i Nicolas Cage, którego równie częsta wersja imienia brzmi Nicholas (to jego prawdziwe imię, ale nieużywane w karierze i na co dzień). A być może najzabawniejszy los spotkał godność Johna Turturro, który regularnie „torturowany” jest pisownią Torturro.
 Inne tego typu przeinaczenia: Halle
Barry (zamiast Berry), Geena Davies (zamiast Davis), Jody Foster (zamiast Jodie), Whoopie Goldberg (zamiast Whoopi), Dennis Hooper (zamiast Hopper), Anjelica Houston (zamiast Huston), Klaus Kinsky (zamiast Kinski), Rob Love (zamiast Lowe), Steven Martin (zamiast Steve), Steve McQuinn (zamiast McQueen), Ron Pearlman (zamiast Perlman), Anthony Queen (zamiast Quinn), Steven Segal (zamiast Seagal), Sylwester Stallone (zamiast Sylvester), John Voight (zamiast Jon). A wspomniany Johnny Deep owszem, również istnieje, ale jest… aktorem filmów pornograficznych.
 Takie towarzystwo spotkać można głównie w internecie (zresztą nie tylko polskim), ale od tego rodzaju błędnej pisowni nie są wcale wolne teksty drukowane, najweselej zaś jest, kiedy myli się płeć danej osoby. W „Encyklopedii gwiazd filmu” (T.G. Aylesworth i J.S. Bowman, wyd. Art Books, 1991) w jednym z haseł czytamy:
Postać handlarza oszukanego przez Kima Darby'ego – tyle że Kim Darby to aktorka. A niektórzy to chyba lenistwo i olewactwo mają mocno we krwi, jak np. ktoś w portalu gazeta.pl – jeden z nagłówków zatytułowany był: Piękna Gina Davies w spektaklu obrzydliwości (10 IX 2013 r.). Z kolei w innym znanym i cenionym serwisie filmowym autor jednej z recenzji napisał: Lektura obowiązkowa nie tylko dla fanów Mary'ego Poppinsa, przypisując pannie Mary Poppins wybitnie męskie cechy. A jeszcze inny kinoman naraził się fanom Rutgera Hauera, pisząc gdzieś w sieci, że Rugder Hauter pominął większość dialogu. Co za odrażające niechlujstwo…
 Dodajmy, że tego typu byki przytrafiają się także uznanym na ogół firmom. Zazwyczaj solidny Canal+ informował (w kwietniu 2015 r.) na swoich planszach, że oto niedługo widzowie zobaczą
Wieczór specjalny z Jackiem Gyllenhallem. Problem w tym, że aktor nazywa się Jake Gyllenhaal, więc powinno być: z Jakiem Gyllenhaalem. I tak samo jakiś czas później był wieczór z Georgem Clooneyem zamiast George'em, a następnie z Clivem Owenem zamiast Clive'em. Kto następny?


niemniej – podobnie jak omówione niżej nieswoje, także pisownia tego słowa nagminnie sprawia problemy. Spójnik niemniej wprowadza zdanie współrzędne przeciwstawne i oznacza to samo co mimo to, można także użyć go w formie niemniej jednak. Np. tak: Film powstał sto lat temu, niemniej (mimo to, niemniej jednak) do dziś robi wrażenie. Wiele osób natomiast używa go tam, gdzie powinna nastąpić pisownia rozdzielna, czyli nie mniej – a jest to wyrażenie tego samego rodzaju co nie więcej, nie lepiej, nie gorzej, pisane przecież osobno.
 Spójrzmy na takie oto zdania:
Przygotowanie tej wielkiej imprezy wymaga od organizatorów niemniej wysiłku niż uroczyste rozdanie statuetek w Dolby Theatre; Niemniejsze emocje towarzyszą zgromadzonym wokół wylęgarni gapiom; Oboje są znakomitymi komikami, ale jak się okazuje, niemniej utalentowanymi aktorami dramatycznymi. Wszędzie tam powinno być nie mniej, nie mniejsze, nigdzie natomiast nie da się użyć mimo to – prawda? Zajrzyjmy jeszcze do „Kariery Nikodema Dyzmy” T. Dołęgi-Mostowicza, tam mamy dwa takie zdania: najpierw Widać ciotka niemniejsza wariatka od siostrzeńca, a potem Ten zresztą kadził mu niemniej i zapewniał o swojej przyjaźni – rzuca się w oczy łączna pisownia określeń, które dziś z całą pewnością zapisalibyśmy jako nie mniejsza, niemniej, lecz całkiem możliwe, że wówczas (powieść powstała w roku 1932) obowiązywała właśnie pisownia nierozdzielna.
 Odwrotny błąd popełnił redaktor „Świata na Dłoni” (maj 2015 r.), który w artykule napisał:
Anglia nie była wówczas w stanie wojny z Hiszpanią, nie mniej Hiszpanie zażądali głowy Morgana – właśnie tutaj powinno być niemniej. Tak więc nie ma co się załamywać, tylko po prostu trzeba się wyuczyć znaczeń obu tych wyrażeń. Aha, zapamiętajmy też, że tym niemniej jest uznawane za błędne, przynajmniej w tej elegantszej polszczyźnie.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski

nie palenie – to jeden z błędów, których językoznawcy bardzo nie lubią. W naszym języku pisownia przeczenia „nie” z rozmaitymi częściami mowy sprawia wciąż mnóstwo problemów (jak choćby opisane niżej nieswoje), zwłaszcza że czasem dopuszczalna jest pisownia oboczna, ale akurat w przypadku połączenia „nie” z rzeczownikiem takich kłopotów być nie powinno. Od dawna bowiem obowiązuje reguła, w myśl której przeczenie „nie” z rzeczownikiem piszemy r a z e m. Tak więc wywieszki z napisem typu Prosimy o nie palenie zawierają błąd, gdyż powinno się tam znaleźć słowo niepalenie. Jest to tzw. rzeczownik odczasownikowy, a nie, jak niektórzy sądzą, czasownik odpowiadający na pytanie: co robienie? Niepalenie, nieprzynoszenie, niewyrzucanie – to takie same „legalne” rzeczowniki jak niesprawiedliwość, nieścisłość, niewiara i setki innych.
 A pisownię rozdzielną „nie” z rzeczownikami spotyka się na każdym kroku. Piszą tak internauci:
Wychodzę z założenia, że nie spolszczanie imion to oznaka nacjonalizmu, zdarzają się takie lapsusy dziennikarzom: Pogoń będzie musiała zapłacić za nie wywiązanie się z kontraktu („Kurier Szczeciński”). Zatem jeśli ktoś zechce wywiesić kartkę z napisem: Uprasza się o nie sikanie na klatce schodowej, musi mieć świadomość, że strzela byka, którego rogi są całkiem pokaźnych rozmiarów. Na tym tle korzystnie wypadł pewien znany fryzjer (ten, co to w 2015 roku przywalił się do niego ZAiKS), który na wywieszce w swoim zakładzie napisał: Klienci korzystający z usług proszeni są o niesłuchanie radia. Warto na koniec przypomnieć także poprawną, czyli łączną, pisownię słowa nicnierobienie.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Obcy język polski
Obcy język polski
Językowa corrida

nieswoje – uwaga, nieswoje nie swojemu nierówne! W telegraficznym skrócie: jest sobie słowo nieswojo, będące przysłówkiem od nieswój. Można poczuć się nieswojo, ktoś może być jakiś nieswój (mniejsza o definicję tego słowa, chyba jest dość zrozumiałe). Natomiast kiedy chcemy powiedzieć – czy też raczej napisać – że coś jest cudze, że należy do kogoś innego, musimy użyć pisowni rozdzielnej: nie swoje. Tak samo jak nie moje, nie twoje, nie jego, nie nasze itp. Błędne są zatem zapisy w rodzaju: Nieswoje pieniądze wydaje się zazwyczaj łatwo czy To normalne, że oddaje się nieswoje rzeczy. Dość często spotyka się taką pisownię, więc nie ma innej rady, jak zapamiętać: nieswoje (nieswój) to coś innego niż nie swoje (cudze).
 Z tym wyzwaniem nie poradził sobie również dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego” (21 VII 2015 r.), który napisał:
Sąsiad może być zdziwiony, gdy po powrocie z zakupów czy pracy w domu swoim zastanie nieswoje zwierzę. Mowa była o kocie, a chodziło o zwierzę sąsiada, czyli nie swoje (choć zwierzę w istocie miało prawo być nieswoje, czyli 'zachowujące się w sposób inny niż zazwyczaj').


niż – a ściślej chodzi o problem stawiania bądź niestawiania przecinka przed tym słówkiem, można bowiem zauważyć, że piszący (głównie w internecie) bardzo często nie wiedzą, kiedy to robić. Zacznijmy od tego, że niż może być albo spójnikiem, albo przyimkiem, jednak mniejsza o ich definicje, bardzo zresztą rozbudowane i niezbyt przystępne. Istotniejsze jest to, żeby przecinek przed niż stawiać lub nie, posiłkując się paroma zasadami, od razu przyznajmy – również mało czytelnymi. Jeśli spojrzeć choćby na odpowiedzi w poradni PWN (linki poniżej), to wynika z nich, że aby poprawnie postawić (lub nie) przecinek przed niż, musimy umieć posługiwać się terminologią typu: zdanie składowe, składnik niezdaniowy, fraza bezokolicznikowa, zdanie eliptyczne, a nawet forma finitywna. I mimo to i tak można nie dojść do tego, czy przecinek ma być, czy nie.
 O wiele łatwiej, niż wykazać, dlaczego i w jakich sytuacjach ten znak powinien wystąpić, jest podać, kiedy n i e należy go stawiać. Na podstawie przykładów z PWN-owskich słowników (uniwersalnego i poprawnej polszczyzny) można wysnuć prosty wniosek, że aby zrobić to dobrze, po niż nie może pojawić się czasownik. Spójrzmy na to:

 
Mniej niż zero
 
Lepiej późno niż wcale
 
Jesteś bardziej toksyczny niż muchomor sromotnikowy
 
W kosmosie jest więcej gwiazd niż ziarenek piasku w naszej piaskownicy

 
Widać, że tam po niż nie występuje czasownik? Właśnie. Tak natomiast wyglądają błędnie, wręcz fatalnie zapisane zdania:

 
Zebrana kwota rośnie i rośnie. Już ponad 12 mln zł. Lepiej, niż rok temu (gazeta.pl)
 
Myślisz, że twój dzień jest zły? Gorzej, niż u nich, na pewno nie będzie (gazeta.pl)
 
Rosjanie to ludzie zupełnie inni, niż wszyscy (gazeta.pl)
 
Niektóre zdjęcia nie potrzebują komentarza. Mówią więcej, niż 1000 słów (gazeta.pl)
 
Snapchat będzie bardziej jak Twitter, niż Facebook (spidersweb.pl)
 
Dbałość o wizerunek jest ważniejsza, niż strata finansowa
 
Dość niespodziewanie Szwedzi po odejściu Zlatana Ibrahimovicia radzą sobie lepiej, niż z nim na murawie

 
I teraz zdania będące wypowiedzeniami złożonymi, w których t r z e b a dać przecinek, ponieważ po niż pojawia się czasownik:

 
Stało się to szybciej, niż oczekiwaliśmy
 
Twój teść jest głupszy, niż ustawa przewiduje
 
Zarobiliśmy mniej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać

 
W związku z tym błędne są takie wypowiedzi:

 
Smażysz na smalcu? I bardzo dobrze! To zdrowsze niż myślisz (interia.pl)
 
Nie płacisz obowiązkowego OC? Znajdą cię szybciej niż myślisz! (interia.pl)
 
Żywioł groźniejszy niż się wydawało

 
Uff, chyba prościej nie da się tego ująć. Dodajmy też, że nie ma znaczenia, czy część zdania po niż jest krótka, czy na odwrót, nawet mocno rozbudowana. Ważna jest jedynie obecność czasownika w jakiejkolwiek formie lub jego brak. Większą trudność natomiast przedstawia kwestia użycia przecinka, kiedy zdanie zawiera bezokolicznik (np. iść, robić, jeść, wyjeżdżać, obszczekiwać itp.), bo wtedy niektórzy językoznawcy każą doszukiwać się form i sensów grama- tycznych, w dodatku w takich wypadkach nie jest zbyt dobrze zdawać się na słowniki, bo niektóre nie zalecają wtedy stawiania przecinka. Ogólnie jednak ten znak powinien tam się znaleźć:

 
Łatwiej jest się poddać, niż walczyć
 
Trzeba więcej działać, niż ciągle narzekać
 
Drożej jest kupować w sklepie, niż zamawiać przez internet

 
Tak więc konkluzja nasuwa się sama: przestankowanie wyrażeń z niż bywa naprawdę trudne i dobrze by było te zasady nieco uprościć, żeby za każdym razem nie dokonywać gruntownego, dogłębnego rozbioru logicznego zdania na poziomie co najmniej magisterskim.
 Na koniec warto przyjąć do wiadomości, że zamiast niż nie powinno występować jak, bo po prostu jest to błędne, czasem wręcz bezsensowne i w dodatku sprawia wrażenie jakiegoś regionalizmu:

 
Zadania z polskiego były trudniejsze jak z angielskiego
 
Kasia miała większe cycki jak Basia
 
Reżyserek jest na świecie po prostu znacznie mniej jak reżyserów
 
Pacino jest lepszy jak De Niro

 
Choć ta ostatnia kwestia jest oczywiście mocno dyskusyjna.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

nocny Marek – czyli 'ktoś, kto bardzo późno kładzie się spać, pracuje lub jest aktywny w nocy'. Niestety, drugi człon tego wyrażenia przeważnie zapisywany jest wielką literą, a wynika to z błędnego przeświadczenia, że marek jest imieniem męskim. Jednak w tym wypadku marek to przestarzale 'potępieniec, dusza pokutująca', a więc należy pisać o sobie lub o kimś, że jest nocnym markiem, a nie Markiem, także w wyrażeniu ktoś tłucze się jak marek po piekle. Analogiczna sytuacja jest z wyrażeniem wyskoczyć jak Filip z konopi. Także i tym razem filip nie jest męskim imieniem, lecz archaicznym, gwarowym określeniem zająca, dlatego należy pisać, że ktoś wyskoczył jak filip z konopi. Oba powyższe wyrażenia z markiem pisanym dużą literą znalazły się niestety także u Władysława Kopalińskiego w jego „Słowniku mitów i tradycji kultury”, w haśle poświęconym imieniu Marek.
 Dodajmy, że istnieje też przymiotnik markować (oraz rzeczownik markowanie), powstały właśnie od słowa marek, i oznacza potocznie 'nie spać w nocy, lecz np. pracować, czytać, bawić się'. Został użyty np. w książce „Czarne Stopy” Seweryny Szmaglewskiej: Ja to rozumiem. Sam też pierwszą noc w obozie markowałem. Ciekawe, prawda?
 I sytuacja odwrotna. Wielkiej litery można użyć w takich utartych wyrażeniach, jak w koło Macieju czy dookoła Wojtek, np.:
Drapał za uchem raz siebie, a raz swojego psa – i tak w koło Macieju albo Ty tak gadasz niby to do rzeczy, potem znowu coś bredzisz i tak dookoła Wojtek. Oba znaczą w zasadzie to samo: 'w kółko; wiele razy to samo od początku'. Z kolei małą literą zapisuje się drugi człon wykrzyknień rany julek! i do jasnej anielki!, a na zakończenie tych wywodów możemy śmiało pogadać o dupie Maryni (tym razem litera duża).
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Obcy język polski
Obcy język polski

nosz – narastające ostatnio zjawisko, które na razie dość trudno zdefiniować; specyficzna pisownia coraz popularniejszych wśród internautów wykrzyknień w rodzaju Nosz kurde!, Nosz cholera jasna! czy pełnych zdań w rodzaju Człowieku, nosz nie irytuj się tak. Dodawanie „sz” do „no” nie ma żadnego uzasadnienia, dlatego zwroty te powinny brzmieć Noż kurde!; Noż cholera jasna! itd. W dodatku zwrot Nosz ty! jednoznacznie przywodzi na myśl węgierski film z roku 1960, „Jak się młody Noszty żenił”. Spotyka się także okrzyki typu Tosz to skandal! (zamiast Toż to skandal!) i mutacje w rodzaju Osz cholera! czy Łosz kurwa!, a stąd już prosta droga do używania jusz zamiast już, czego z pewnością nikomu nie należy życzyć.
 Taka pisownia z pozoru wygląda na dramatyczną niewiedzę piszących w ten sposób, jednak w niektórych przypadkach pojawiają się przesłanki, aby uznać ją za specyficzny internetowy slang. Dodajmy – slang dość niskich lotów i wystawiający kiepskie świadectwo jego użytkownikom. Można się wówczas zastanawiać, jakiego jeszcze rodzaju głupoty zostaną podciągnięte pod kategorię „slang” czy „indywidualizm”.
 [porównaj: „-żesz"]



od tak – nie, nie pisze się tak, bo poprawnie musi być ot tak. Jest to wyrażenie o ustalonej konstrukcji, podobnie jak ot co, oparte na bardzo krótkim słówku ot (jest to partykuła), którego nie ma potrzeby zamieniać na od (jest to przyimek) tylko z powodu podobieństwa. Obie te części mowy służą do zupełnie różnych rzeczy, nie można więc pisać, że zdało się egzamin od tak, bez trudu, tylko: ot tak, bez trudu. Również nie zostaje się geniuszem od tak sobie, tylko: ot tak sobie. Jeśli chcemy sensownie użyć przyimka od w połączeniu z zaimkiem przysłownym tak, musi to być wypowiedź w rodzaju od tak dawna nic nie jadłem albo od tak wybitnego profesora należałoby wymagać więcej.
 Na marginesie dobrze wspomnieć, że również niewłaściwa jest pisownia
odchłań, spotykana niekiedy nawet w prasie. Powinno być wyłącznie otchłań. Podobny problem miał obywatel, który na pojemniku na śmieci zawiesił kartkę informującą, że: Kontener do urzydku prywatnego – zamiast użytku.
por. jęz. PWN

orginalny – chyba połowa ludzi słowo oryginalny zapisuje w ten właśnie sposób. Ponieważ pochodzi ono (także oryginał) z języka obcego, w którym litera „i” została zamieniona na nasze „y”, nie ma najmniejszego powodu, aby to „y” pomijać, i właśnie tego należy od piszących wymagać. A gdzie nie spojrzeć: Sprzedam orginalną włoską kosiarkę albo Komplet nowych orginalnych opon do trabanta. Inna sprawa jest z wymową, w której dopuszcza się potoczną formę [orginalny]. Trudno znaleźć powody takiej decyzji, ale co stoi na przeszkodzie, aby także w mowie używać wzorcowej formy, z wyraźnym „y"? W przeciwnym wypadku osobom o zbyt bujnej lub źle ukierunkowanej wyobraźni może się kojarzyć. Na przykład z orgią.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

Oskar – potoczna, choć zastrzeżona nazwa nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej brzmi Oscar, i tak też należy zapisywać ją w języku polskim, ponieważ jest to obcojęzyczna nazwa własna. Analogicznie, powinno się pisać oscarowy, oscarowicz, a nie oskarowy, oskarowicz itp. Nie ma większego sensu ani potrzeby spolszczanie tych słów przez zastąpienie „c” literą „k”, tak jak nikt jak dotąd nie odważył się stosować zapisu Mikrosoft zamiast Microsoft.
por. jęz. PWN

ów – jest to zaimek wskazujący, oznaczający bliżej nieokreśloną osobę lub rzecz, nagminnie używany w bardzo zły sposób. Wydaje się wręcz, że wiele osób nie ma zielonego pojęcia, jak używać tego słówka. Nie można pisać: Bohaterowie ów filmu to zwierzaki; Nakręca pan machinę marketingową ów dziennikarzowi czy Refleksje ów kobity są aktualne do dziś, ponieważ zaimek ów podlega odmianie jak każde inne słowo. Ten ostatni przykład to już w ogóle śmiech na sali, bo tak zazwyczaj jest, gdy rodzaj męski słowa odnosi się do żeńskiego. No jak tu się nie śmiać, kiedy ktoś pisze: Nikt jakoś nie wpadł na to, że ów babka jest kopią Jennifer Lawrence. Trzeba więc napisać (i powiedzieć): Bohaterowie owego filmu to zwierzaki; Nakręca pan machinę marketingową owemu dziennikarzowi oraz Refleksje owej kobity (kobiety) są aktualne do dziś; Nikt jakoś nie wpadł na to, że owa babka jest kopią Jennifer Lawrence.
 Warto też dodać, że nie istnieje słowo
owy, bardzo często stosowane tam, gdzie powinno wystąpić ów. Napisał tak np. duet Sobczak i Szpak w jednym ze swoich felietonów w „Angorze": Owy racjonał ma wyhaftowany napis, co jest naprawdę dużą wpadką. Trzeba więc zapamiętać, że nie warto tego wyrazu układać na planszy do gry w scrabble czy literaki, bo za to punktów na pewno nie będzie.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Językowa corrida

Polski – niegdyś już od najmłodszych klas w szkołach podstawowych wbijano uczniom do głów, że nie pisze się przymiotników wielką literą. Najwyraźniej w polskim szkolnictwie sporo się zmieniło, bo obecnie wielu młodych ludzi nie pamięta lub w ogóle nie wie o tej zasadzie, co rusz pisząc To najlepszy Polski film, jaki widziałem itp. Niestety dla nich, nawet uczucie głębokiego patriotyzmu (w najszerszym tego pojęcia znaczeniu) nie zezwala na taką pisownię.
 Tego rodzaju przymiotniki pisane dużą literą (np.
Nie lubię Francuskich komedii; Typowa Chińska tandeta) można też spotkać w artykułach wielu internetowych serwisów (Natychmiast pomocy udzielili mu przebywający w pobliżu Amerykańscy lekarze), co sprawia, że naprawdę już włosy na głowie (i nie tylko tam) siwieją z rozpaczy. Krążą też po sieci reklamy w rodzaju Naucz się Niemieckiego, nie mówiąc już o Wikipedii, gdzie można było natrafić na takie zdanie (zostało już poprawione), upstrzone zresztą jeszcze innymi błędami: Tym razem piosenka nie była przeznaczona do Chińskich lub Japońskich dziewcząt, ale tajemniczych Hiszpan.
 Ogromny kłopot z tego rodzaju pisownią ma znany serwis wykop.pl, w którym wielka litera pojawia się w najbardziej nieprawdopodobnych przypadkach. Oto kilka takich kwiatków z samych tylko nagłówków:

 
Kolejna granica w Polskich mediach przekroczona
 
Wbijanie gwoździ po Rosyjsku
 
Bestialska Policja na Ukrainie
 
Przepis i sposób wykonania Pysznego chrupiącego Chleba na zakwasie bez drożdży
 
Jak poluje Kosogon
 
Wybuch Bomby na stacji w Wołgogradzie
 
Arabscy Pedofile kupują syryjskie dziecko na granicy Jordanii!
 
Skatowany Szczeniak. Zapraszamy na Proces Zwyrodnialca

 
Bywają także sytuacje odwrotne, jak w tytule artykułu w serwisie Filmweb (z dn. 13 września 2013 r.): Relacja z Ubisoft Digital Days. Nad czym pracują francuzi?
 Wydaje się, że pisownię niektórych słów wielkimi literami da się usprawiedliwić tylko jako pewien element stylizacji językowej. Tak jest choćby w „Szkieletowej załodze” S. Kinga: Mówił o Zwyrodniałym Występku i o tym, że pewne rzeczy po prostu Nie Są Zabawne albo W 1971 tata zginął pod kołami samochodu prowadzonego przez Pijanego Kierowcę, Który Poszedł Za To Do Więzienia. Natomiast w „Kubusiu Puchatku” A.A. Milne'a (w przekładzie Ireny Tuwim) jest takich słów zatrzęsienie i często przekraczają one granice absurdu, a oprócz nazw własnych i rzeczowników, które dominują, trafiają się także przymiotniki:

 
Jak też wygląda Słoń? Czy jest Dziki i Groźny?
 
Ach, biedny Kłapouchy jest dziś bardzo Smutny, ponieważ ma dziś urodziny, a nikt o tym nie pamiętał, i dlatego jest bardzo Ponury
 
Bo ja piszę dobrze, tylko Koślawo. To jest dobra pisownia, tylko Koślawa, to znaczy, że litery trafiają nie tam, gdzie trzeba
 
Tak, o tym, że one są Niebezpieczne tylko w zimowych miesiącach?
 
To jest trochę Niemiłe – mówił do siebie
 
Kangurzyca nie jest wprawdzie Mądra, nie można tego o niej powiedzieć

 
Więc może po prostu osoby, które dziś piszą przymiotniki i inne słowa wielkimi literami, w dzieciństwie zaczytywały się w przygodach Misia o Bardzo Małym Rozumku? To słodkie, ale jakoś trudno w to uwierzyć, a jeszcze trudniej – tolerować.


sex – jeden z gorszych zwyczajów językowych, polegający na pisaniu sex zamiast seks. Słówko pisane przez „x”, niewątpliwie rozpoznawalne pod każdą długością i szerokością geograficzną, wdarło się także do języka polskiego, stając się modelowym przykładem językowej pretensjonalności i zwykłego szpanerstwa. Nie dziwi, że stadko podekscytowanych małolatów na dziesiątkach forów przerzuca się opowieściami o tym, z kim i gdzie trafił im się najlepszy sex w życiu albo że w ogóle uwielbiają sex, ale tak pisane słowo można napotkać też w największych internetowych portalach, i to w artykułach, w których seks wcale nie jest tematem głównym. Zwyczaj budzący coraz większy niesmak, nawet jeśli przyjąć, że pisanie sex ma podstawy czysto ekspresyjne i ma jedynie służyć jak najdobitniejszemu wyrażeniu swoich emocji. Coraz godniejszych potępienia (i przede wszystkim po prostu głupich) praktyk na tym tle dopuszczają się zwłaszcza dystrybutorzy filmów, którzy potrafią wyczarować takie tytuły i hasła reklamowe, jak „Sex w Brnie”, „Śmiertelnie sexowna”, „Sex i przemoc”, „Tylko sex”, „Zemsta jest sexi” (zamiast sexy) czy „Więcej sexu”.
por. jęz. PWN

spacja – czyli odstęp między wyrazami tekstu drukowanego lub pisanego. Zwłaszcza w internecie (na forach dyskusyjnych) częstym zwyczajem jest niestawianie odstępu po przecinkach – powoduje to ściśnięcie tekstu i jego nieczytelność – ale równie częsty jest zabieg odwrotny: wstawianie spacji tam, gdzie jest całkowicie zbędna (bo tak jest bardziej czytelnie – co za argument…). Czyli przed kropkami, dwukropkami, wielokropkami, przecinkami, średnikami, łącznikami, wykrzyknikami, pytajnikami oraz po nawiasie otwierającym i przed nawiasem zamykającym (analogicznie rzecz ma się w przypadku cudzysłowów). Jedynym znakiem interpunkcyjnym, który należy otoczyć spacjami, jest myślnik.
 Zasadzie, czy raczej nawykowi wstawiania nadprogramowych spacji (lub ich opuszczania), hołduje wielu internautów. Trudno stwierdzić, czy wynika to z niewiedzy na temat podstawowych zasad interpunkcji, czy z jakiejś przekory i lekceważenia takiego, jakim charakteryzują się osoby nieuznające znaków diakrytycznych z powodów, nazwijmy to, ideologicznych. Są jednak osobnicy, którzy znają zasady interpunkcji, ale nie stosują się do nich, bo… nie lubią. A ściślej: piszą tak, a nie inaczej, „bo tak lubią”. Lubią, kiedy tekst w nawiasie ujęty jest w spacje, lubią spacją poprzedzać dwukropek czy wykrzyknik, lubią tu coś dodać, a tam ująć – wedle fantazji. Nierzadko czynią z tego swój „znak firmowy” i przekonują, że oni tak właśnie piszą i nikomu nic do tego. Według tej samej zasady niektórzy walą po kilka wykrzykników lub pytajników, kończą zdania dwoma albo czterema kropkami (a nie trzema, z których składa się wielokropek), nie używają wielkich liter na początku zdania. I zrób tu coś z takimi.
 Maniery te są z pozoru nieszkodliwe, ale uciążliwe dla innych, których oczy bolą od wzrokowego rozdzielania ściśniętych części tekstu lub łączenia rozciągniętych oraz od szukania, w którym miejscu zaczyna się zdanie. Paskudny i morderczy dla wzroku jest zwłaszcza nawyk (naturalny odruch?) niestawiania spacji przed nawiasem otwierającym. Piszą tak, bo tak lubią i już, hołdując dziwnie i chyba opacznie pojętym zasadom indywidualizmu. Czasem ktoś ironicznie zauważy, że ten czy tamten nie robi błędów, tylko inteligentnie stylizuje. Akurat.
 Warto zauważyć, że niewłaściwe używanie spacji jest częste także w telewizji. Dotyczy to przede wszystkim dwuczłonowych nazwisk będących podpisami w materiałach dziennikarskich. Nazwiska składające się z dwóch członów należy zapisywać z łącznikiem i bez żadnych odstępów, ale zamiast np. Aleksandra
Natalli-Świat w telewizji nagminnie pisze się Aleksandra Natalli – Świat (jak widać, wstawiona jest dłuższa kreska, czyli myślnik, bo i on bywa w takich przypadkach używany zamiast łącznika, czyli dywizu). Niekiedy można zauważyć różne tego zwyczaju mutacje, jak np. stawianie spacji tylko z jednej strony dywizu: Jolanta Szymanek- Deresz. Błędnie, niedobrze, źle, a przede wszystkim – niechlujnie.
por. jęz. PWN

szacunek – a ściślej zasada nakazująca używanie wielkich liter w zaimkach osobowych. Powszechny jest pogląd, że zwracając się do innej osoby, należy słowa ty, tobie, ci, ciebie, cię, twój itp. pisać wielką literą. Wymaga tego np. netykieta, choć nie zawsze. Są wersje zasad netykiety, w których wymaga się tego bezwzględnie, w innych jest to tylko zalecane, a w jeszcze innych bywa, że w ogóle nie ma o tym wzmianki. Trudno zatem mówić, że istnieje jedna reguła, której zawsze i wszędzie należy przestrzegać. Jednak to, w jaki sposób interpretują tę zasadę internauci, wręcz nie mieści się w głowie. Ale po kolei.
 Znana jest reguła nakazująca niepisanie całych zdań lub słów wielkimi literami, gdyż oznacza to krzyk. Można napisać: Mylisz się, ja mówiłem, że ONA o niczym nie wie, gdy chce się zaakcentować pewną część zdania, aby uniknąć błędnego zrozumienia. Natomiast pisanie (głównie w internecie) np.
Nie rozumiem Cię, więc jak mam Ci to wyjaśnić wydaje się, choć mało kto to zauważa, skrajną nadinterpretacją, niezależnie od stosunków towarzyskich, jakie łączą obu rozmówców. Pisane w ten sposób Ci i Cię stają się słowami, na które piszący – chce czy nie chce – zwraca szczególną uwagę. Wielka litera sprawia, że właśnie te słowa są akcentowane. Wątpliwe jest, czy naprawdę w potocznych, niezobowiązujących rozmowach trzeba na każdym kroku podkreślać swoje obycie i kulturę poprzez pisanie nachalnego Ciebie, Ty, Tobie. Zdania upstrzone zaimkami (zwłaszcza tymi w formie skróconej) pisanymi wielką literą nabierają charakteru groteskowego: Zaraz Ci pokażę; Mam Cię prosić?; O co Ci chodzi? A już zupełnym kuriozum są odzywki w rodzaju No co Ty! albo A idź Ty! Wystarczy wyobrazić sobie te zdania w mowie: akcent zamiast na co i idź, pada na ty, co jest zwyczajnie nonsensowne. W ten sposób można rozmawiać z Bogiem, w bardzo osobistej modlitwie: A Ty? Boże, Ty przecież mnie nie opuścisz. Nie widzę Cię, ale wiem, że jesteś przy mnie itp.
 Jakby tego było mało, nawyki te są powszechnie stosowane (tak przez internautów, jak i wielu internetowych publicystów) w sytuacjach, w których użycie wielkich liter jest całkowicie nieuzasadnione i wręcz niedopuszczalne. Takie na przykład zdania:
Co Ci ludzie w nim widzą?; Zdaje się, że to nie Ci sami faceci – to autentyczny absurd, ale doskonale obrazuje on skłonności do bezkrytycznego przyswajania sobie wszelkich reguł, bez zastanawiania się nad ich zasadnością. Wielkie litery w ci, cię, ciebie, twój itp. dodawane są nawet w przytaczanych dowcipach i cytatach, sporo tego jest również w telewizji – wyświetlany na ekranie zapis rozmowy pomiędzy biznesmenem a bandziorem przekazuje np.: Dam Ci te pieniądze, a Ty mi załatwisz ten interes. Coraz częściej zapisywane są w ten sposób także tytuły filmów: „Kocham Cię na zabój”, „Nigdy nie będę Twoja” itp. Istny obłęd. Gdyby wszyscy ci ludzie zabrali się za pisanie książek, zapewne oddaliby do druku teksty zawierający dialogi upstrzone samymi wielkimi literami w zaimkach osobowych. Co zresztą w pewnym stopniu już możemy zaobserwować – wielu domorosłych tłumaczy w ten właśnie sposób kaleczy napisy do pirackich wersji filmów. I są jeszcze zdania mające zabarwienie emocjonalne, wyrażające zdziwienie, przerażenie itp., a nieskierowane do żadnej konkretnej osoby: O, ja Cię kręcę! – do kogo odnosi się to pełne szacunku Cię? Można mniemać, że gdyby to było możliwe, tacy osobnicy używaliby dużych liter także w mowie.
 W dodatku wystarczy wyszukać pierwszą lepszą „gorącą” wymianę zdań: dyskutanci odnoszą się do siebie wrogo, w powietrzu fruwają epitety, a oni, zapomniawszy o ortografii i wszelkich normach językowych, pamiętają o zwracaniu się do przeciwnika per Ty:
Mam dość Twojej arogancji i radzę Ci zastanowić się nad sobą; Dla Ciebie każdy, kto nie uważa tak jak Ty, jest kretynem; Czyżby? No to przypomnę Ci Twoje słowa; Jesteś tak jebnięty, że aż szkoda słów na Twoją głupotę (ostatni przykład to wpis na forum serwisu Filmweb). Zdarzają się także rozmowy typu Zajebię Cię, skurwysynu, choć zazwyczaj nie przedostają się one na forum publiczne, pozostając jedynie w prywatnej korespondencji. Zaiste, podręcznikowe i godne naśladowania okazywanie szacunku rozmówcy.
 Słownikowa zasada mówi, że użycie wielkiej litery ze względów uczuciowych i grzecznościowych jest indywidualną sprawą piszącego, dodając, że użycie wielkiej litery jest wyrazem jego postawy uczuciowej, m.in. szacunku. Jednak zdecydowana większość osób uważa, że tę regułę należy stosować zawsze, wszędzie i wobec każdego. Grzeczności nigdy za wiele? Otóż nie, prawda jest taka, że jest to, jak już wspomniano, nadgorliwość, a zwyczaj „obdarowywania” takimi nachalnymi uprzejmościami i pseudoczułościami osób, które wcale sobie tego nie życzą, jest po prostu niesmaczny. Gdy widzi się serwowane ciurkiem Ci, Ciebie, Cię, Ty, można się tylko krzywić. Ba, jest spora liczba osobników, którzy mówią wprost, że życzą sobie, aby do nich zwracano się właśnie per Ty, gdyż inna forma jest dla nich przejawem braku szacunku. To dopiero trzeba mieć tupet! No cóż, jeśli ktoś zarzuca komuś, że „z urzędu” chce mu okazywać brak szacunku, zwłaszcza poprzez pisanie takich zaimków małą literą, to powinien się głęboko zastanowić nad tym, co wygaduje. Bo w takim przypadku to on ma poważny problem, który dobrze byłoby leczyć. Notabene, „szacunek” w tym użyciu jest określeniem dość niejasnym, nie do końca zdefiniowanym i wręcz abstrakcyjnym.
 Najrozsądniejsi (a są oni niestety w zdecydowanej mniejszości) lub, co też prawdopodobne, zwykli pozerzy, nonszalanci albo innej maści indywidualiści, już dawno powiedzieli temu zwyczajowi „nie”, być może uznając, że jest to nadmierna czołobitność. Zaimki osobowe piszą wielką literą tylko wówczas, gdy rzeczywiście chcą w ten sposób zwrócić uwagę rozmówcy i zaakcentować jego osobę. Nie do przyjęcia są dla nich notorycznie używane formy skrócone Ci, Cię, Ty, zwłaszcza w zdaniach pojedynczych – rażące swoją sztucznością, natrętne i psujące konstrukcję zdaniową (przez „akcent”, o którym wspomniano wyżej). Niestety, ta pseudowykwintna forma grzecznościowa prawdopodobnie będzie się miała coraz lepiej, utwierdzając użytkowników tego zwyczaju w przeświadczeniu, że biorą udział w tworzeniu kultury przez duże K. Natomiast osoby niezgadzające się na jego nadużywanie w tak skrajny sposób mogą narazić się na środowiskowy ostracyzm. Szczególnie przykre jest to, że zwyczajowi temu ulegli także internauci wykształceni i światli, ze swadą i swobodą wypowiadający się i potrafiący toczyć godzinne dyskusje na wszystkie tematy, czarując przy tym niezaprzeczalną elokwencją i znajomością tematów – prawdziwe lwy salonowe internetu. Ale w tym jednym aspekcie niestety całkowicie wbici w nienaruszalne ramy swojego bezkrytycyzmu, nakazujące im hołdować temu wizualnemu bełkotowi. Swego rodzaju podziw może jedynie wzbudzać ich żelazna konsekwencja, z jaką wśród internetowej społeczności niosą dobre słowo.
 Językoznawcy raczej twardo stoją na straży tego ogólnonarodowego oszołomstwa, zalecając stosowanie takiej pisowni także na czatach czy w komunikatorach internetowych. I tak dobrze, że nie w mowie, myśli i uczynku.
 [porównaj: „Ci”]

por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

szlak – małe słówko sprawiające dużo kłopotów; widać bowiem jasno, że sporo młodszych osób nie rozróżnia słów szlak i szlag, używając tego pierwszego tam, gdzie mają na myśli drugie. Wiedzą, że szlag jest od trafiania w coś i że oznacza rodzaj nieprzyjemnego wrażenia będącego wynikiem zbiegu niekorzystnych okoliczności (w odniesieniu do własnej osoby) lub że coś się zniszczyło, zepsuło, przestało działać lub istnieć. Piszą zatem: Chyba mnie szlak trafi! albo Jak zwykle forum trafił szlak, ale nie wiedzą, że musi tu być użyte słowo szlag oznaczające przestarzale apopleksję. Szlak to, jak wiemy, rodzaj drogi (szlak morski, górski, komunikacyjny itp.), więc użycie tego słowa w zwrotach typu A niech go szlak trafi jest niepoprawne. Dodajmy, że szlag może tylko trafiać, a nie np. strzelać czy cokolwiek innego. Zdarza się to rzadko, ale czasem ktoś tak właśnie napisze, i to w tekście drukowanym: Przez przepychankę dobre humory szlak strzelił (Magazyn Futbol) – jak widać, błąd jest podwójny. Nie ma zatem innej rady, jak tylko zapamiętać: Na szlaku do Morskiego Oka moje nowe buty szlag trafił.
 Podobnym błędem jest powszechne mylenie słów magnes i magnez. Często można spotkać wyznania w rodzaju
Kobiece piersi przyciągają mój wzrok jak magnez czy Klata mojego chłopaka działa na mnie jak magnez. Jeśli coś przyciąga lub budzi nasze zainteresowanie, to mówimy i piszemy wtedy, że jest magnesem lub działa na nas jak magnes – nigdy magnez. A naprawdę niewesoły los spotkał tytuł piosenki Kai Paschalskiej, „Jak magnes”, który nawet w serwisach z tekstami utworów nagminnie pisany jest jako „Jak magnez”.
 Na szczęście raczej nikt nie myli szamponu z szampanem. Zapewne zdarza się to tylko najmłodszym dzieciom (także organoleptycznie).

por. jęz. PWN

także – to partykuła znacząca 'również, też', ale pisana rozdzielnie jest spójnikiem oznaczającym 'w taki sposób, że' oraz 'tak więc, a więc, zatem, toteż'. Właśnie w tym drugim znaczeniu jest przyczyną kłopotów. Zdania w rodzaju Nie czytałem gazety, także nie mogę ci nic powiedzieć czy Byłem w kinie, także nie wiem, co przegapiłem są błędne, bo w obu powinno być tak żeNie czytałem gazety, tak że (tak więc, a zatem) nie mogę ci nic powiedzieć. Pisownia łączna następuje tylko w takim przypadku: Nie czytałem gazety, więc także (również, tak jak ktoś inny) nie mogę ci nic powiedzieć. Problem spotykany głównie w internecie, gdzie nagminnie pisze się także tam, gdzie powinno być tak że. A czasem nawet pojawia się tagże.
 [porównaj: „co by"]

por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Językowa corrida

tatałajstwo – śmieszna rzecz, a śmieszniejsza tym bardziej, że bardzo często pisze się to słowo niepoprawnie. Powinno ono mieć pisownię tałatajstwo (lub tałałajstwo), ale nie tatałajstwo. Słowniki nie pozostawiają wątpliwości, że nie należy pisać tego wyrazu, rozpoczynając go od „tata” (nie ma on z tatą nic wspólnego), więc i my tak go nie piszmy. Bo to błąd i już.
por. jęz. PWN

-tych – ulubiony sport językowy Polaków, polegający na dodawaniu do liczebników porządkowych (i wszystkich innych) końcówek fleksyjnych najróżniejszego rodzaju. Najczęściej stosowane w odniesieniu do lat: lata 70-te, 60-te, w latach 80-tych, 50-tych, 20-tych, a nawet 90-siątych itp. (zamiast: lata 70., 60., w latach 80., 50., 20., 90.). Inwencja Polaków wykracza jednak znacznie poza ramy dat, czego przykładem są dziwolągi w rodzaju 36-ciu, 27-miu, 2-gi, 14-stu, 42-óch, 3-ech, 19-go, 4-rech, 1-wszego itd. Bez zahamowań i z ułańską fantazją używane zwłaszcza przez internautów (Chciałbym zwrócić uwagę na 1-dno słowo), choć także w niektórych periodykach można zaobserwować to językowe wynaturzenie (częste było w nieistniejącym już, znanym miesięczniku filmowym „Cinema”).
 Skłonność do używania -echów, -óchów i -ychów zauważyć można także, co szczególnie niepokojące, w największych programach informacyjnych, które zdają się wręcz cierpieć na tę „chorobę”, i to nieuleczalnie (palmę pierwszeństwa w tej „konkurencji” dzierżą, i to od dobrych kilku lat, Wiadomości TVP). Wystarczy czasem przypatrzeć się podpisom w materiałach filmowych, które nierzadko przekraczają granice absurdu. Oto kolekcja takich kwiatków:

 
30-to letnia matka (Wiadomości)
 
Zawsze po 22-giej (Wydarzenia)
 
Zdjęcia z 50-tych urodzin Mariana Koziny (Wiadomości)
 
80-cio letnia mieszkanka (Fakty)
 
Uratowany po 111-u godzinach (Fakty)
 
Rodzice 4-ro letniej Natalii (Wiadomości)
 
Łódź: 9-ciu celników oskarżonych o branie łapówek (Fakty)
 
Do 2012 roku w Polsce musi powstać 21 5-cio gwiazdkowych hoteli (Wiadomości)
 
9-cio letni chłopiec wzywa pomocy (Wydarzenia)
 
78-u zatrzymanych (Wiadomości)
 
Matka 15-ściorga dzieci (Fakty)
 
W 20-tą rocznicę (Wiadomości)
 
Matka 7-mio miesięcznego Alana (Wiadomości)
 
Łukaszenka zrozumiał, że nie zdobędzie 50-ciu procent głosów. Wszystkie sondaże dawały mu mniej niż 50-ąt procent (Wiadomości)
 
Mama 9-orga dzieci (Wiadomości)
 
Stację meteorologiczną powinno obsługiwać 3-ch pracowników etatowych (Wiadomości)
 
80-te urodziny ostatniego prezydenta ZSRR (Wiadomości)
 
Marek Nowaczyk – jeździ od 17-stu lat (Wydarzenia)
 
3-ci dzień krwawych zamieszek w Kijowie (TVN 24)
 
Zdemolowanie 10-ciu prywatnych aut (Wydarzenia)
 
18-y ziobrysta (Wiadomości)
 
Powrót do emerytury w wieku 60-u lat (Wiadomości)

 Nawet kiedy program ma do czynienia z oficjalnym pismem (np. list byłego prezydenta do obecnego), ktoś przy klawiaturze nie jest w stanie oprzeć się pokusie, żeby na ekran nie wprowadzić własnej wersji:
Wzywam Pana do odwołania tej wypowiedzi w terminie 7-miu dni w tym samym programie (Fakty). Najwyraźniej wiele osób nie poradziłoby sobie z odczytaniem np. 2 facetów, 15 żołnierzy, w latach 90., 17. batalion, po 24 godzinach, 6. dzień, 128 pracowników bez podpierania się tego rodzaju dodatkami. Także nazwy ulic od dawna są często pisane w ten sposób; wystarczy przejść się po mieście i poszukać tabliczek informujących, że oto jesteśmy na ulicy 26-go kwietnia albo idziemy aleją 1-go maja.
 Bywa też odwrotnie: zdarza się, że po liczebniku dodawana jest zupełnie niepotrzebna kropka. Od jakiegoś czasu wydaje się, że stacje telewizyjne wzięły się w garść, czego efektem jest jakby coraz mniej lapsusów takich, jak wymienione wyżej, dodaje się natomiast kropkę w takich sformułowaniach:
Decyzja 17. listopada; Po 29. latach; Mecze na 6. stadionach (trzy razy Wiadomości). Najwyraźniej ktoś tam usłyszał, że biją na alarm, ale nie dosłyszał, w którym kościele. Albo taka niekonsekwencja: Zaprezentowaliśmy Państwu 50. najważniejszych ludzi w polskim futbolu. Teraz postanowiliśmy rozszerzyć ranking do 100 nazwisk (Magazyn Futbol).
 Dodajmy, że szczytem nadgorliwości w omawianym temacie śmiało można by obwołać tekst, jaki towarzyszył wydaniu na DVD pewnej znanej serii filmów:
20 tytułów x 2-u dyskowe DVD. Nawet kiedy jest mowa o procentach, autor (w tym wypadku jeden z poczytniejszych felietonistów, J.K.M.) potrafi wykazać się inwencją: Każdy jednak, kto próbował przekroczyć mur berliński, miał 90%-ową szansę, że zginie zastrzelony albo Przy 18.rgu dzieci w klasie daje to 9 tysięcy. Także cyfry rzymskie bywają w ten sposób kaleczone: Najstarszy wariant wersji „R” odnaleziono w XI-o wiecznym monastycznym kodeksie liturgicznym (fragment z Wikipedii). W tych trzech przykładach powinno być: 2-dyskowe, 90-procentową, XI-wiecznym.
 Bywają też czasem jeszcze inne próby zapisu tego typu liczebników, jak np. w „Encyklopedii piłkarskiej Fuji” sprzed kilkunastu lat, gdzie częsty był taki oto zapis:
21. letni reprezentant Argentyny czy 28. krotny reprezentant Szkocji (czasem bez spacji po kropce).
 I jeszcze jedna rzecz związana z powyższym. Otóż nie należy pisać
Miałem udaną 18-tkę; Przybyła cała 40-tka rozbójników; 11-tka „Wiadomości” na Niemcy (ostatni przykład pochodzi z telewizyjnych Wiadomości), ponieważ także w tym przypadku nie powinno się dodawać żadnej końcówki słownej. Również hasło z reklamy obligacji skarbowych Lutowa 7-ka (widzieliśmy to w telewizji w lutym 2014 r.) nie grzeszyło poprawnością. I choć jest to na pewno dość uciążliwe, trzeba pisać o osiemnastce, a nie 18-tce itd. (patrz: poniżej, trzeci link). Także jeśli chcemy pochwalić się swoim kultowym porsche 911, to nie ma na to rady i musimy napisać o dziewięćsetjedenastce, a nie 911-tce. Jeśli chcemy być w zgodzie z gramatyką, rzecz jasna. Ostatecznie, jeśli już naprawdę musimy, możemy czasem napisać o „18” albo „911” – czyli w cudzysłowie. Tak właśnie ujął to autor w dziale sportowym serwisu Interia: Szwedzi w dwóch spotkaniach wywalczyli zaledwie punkt i w środę musieli wygrać, żeby znaleźć się w najlepszej „16” ME. Bardzo ładnie, ale szkoda, że można takie przypadki liczyć na palcach jednej ręki.
 Podsumowując: poprawny zapis liczebnika porządkowego to taki, który łączy liczbę z innym słowem, np.
28-letni. W zapisie 19-tu dołączona jest końcówka, która i tak zawarta jest w liczebniku, a całość należałoby odczytać jako „dziewiętnaścietu”. Ale kogo obchodzą takie wyjaśnienia? Pisanie w ten sposób liczebników to już choroba społeczna, plaga, istna zaraza, która toczy wszelkie rodzaje tekstów. Tak jak wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci, tak nie ma znaczenia, czy chodzi o przeciętnego internautę, czy o wielki, szanowany serwis, portal czy program telewizyjny, bo -echami i -ychami wszyscy obdzielają nas po równo. A widoków na opamiętanie się nie ma.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski

tyś. – skrót wyrazu tysiąc, błędnie i często pisany z bezsensownym „ś” na końcu (poprawny zapis: tys.). Taką pisownię można zaobserwować m.in. w reklamach i ulotkach firm oferujących „szybkie pożyczki gotówkowe” itp. A jak jeszcze ktoś napisze, że W naszej firmie średnio doświadczony inżynier może liczyć na 6000 – 7000 tyś. brutto plus wygodne warunki pracy, to nie wiadomo, czy szaleć ze szczęścia (bo może rzeczywiście tyle płacą?), czy z rozpaczy (bo… i tu niech czytelnik sam się domyśli). Podobną pisownię widuje się w przypadku skrótów mieś. i godź. zamiast mies. i godz., a także oś. zamiast os. (osiedle).
por. jęz. PWN
Obcy język polski

v-ce – idiotyczny nawyk skracania słowa vice (lub wice) przez zastąpienie dywizem litery „i”, najwyraźniej w poczuciu sensowności tego typu zabiegu, który przecież w żaden sposób nie czyni słowa vice krótszym (pionowa kreska z kropką zostaje zastąpiona poziomą). Wystarczy zajrzeć na strony klubów, organizacji itp. – tam aż roi się od najrozmaitszych v-ce mistrzów, v-ce prezesów, v-ce dyrektorów, v-ce przewodniczących, v-ce miss i innych tego typu bzdur (czasem nawet gdzieś się trafi v-minister!). Częste także w telewizji (Do wygrania 100 unikatowych koszulek z autografami v-ce mistrzów świata!). Warto przy okazji uściślić, że vice i wice to nie są samodzielne słowa, lecz tylko pierwsze człony wielu wyrazów złożonych. Dlatego nie należy pisać ich osobno, jak np. wice prezydent, wice hrabia, ale razem: wiceprezydent, wicehrabia itd. Jedynym dozwolonym wyrażeniem, w którym cząstkę tę należy pisać osobno, jest pochodzące bezpośrednio z łaciny vice versa.
 Cząstki te razem z dziwolągami typu
W-wa, Cz-wa, P-ń, Sz-n, W-aw, B-stok, K-ce (chodzi o Kielce czy Katowice?) upowszechniły się pod wpływem jedynych dopuszczalnych form tego rodzaju: z-ca, d-ca, s-ka (zastępca, dowódca, spółka).
 Według dość podobnej zasady internauci kropkują albo gwiazdkują na forach lub w komentarzach co bardziej wulgarne słowa (zapewne w przeświadczeniu o swej wysokiej kulturze języka i osobistej), czego rezultatem są
g*wno, k*rwa, pierd*lony, je*ać, ch*j, zamiast gówno, kurwa, pierdolony, jebać, chuj, albo w taki sposób: Niech z Polski wyp.ierdala. Czasem też górę bierze zwykła nadgorliwość, jak np. w takich zdaniach: Oni też potrafią zgn*ić każdego czy: Znów dantejskie sceny w Lidlu. Wyzywają od dzi...ek (to drugie z jakiegoś serwisu o gorących pieniądzach). Niektórzy uważają, że jest to hipokryzja, bo skoro i tak używa się paskudnych słów, to po co je kropkować, i to tak nieznacznie? Z drugiej jednak strony, wiele forów i stron jest zabezpieczonych przed wulgaryzmami i są one automatycznie niedopuszczane do publikacji, więc może internauci chcą w ten sposób oszukać system. Ot, ciekawostka.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Obcy język polski

wogule – trzeba również zająć się i takim drobiazgiem, choćby w kilku słowach. Wiele osób nie wie bowiem, jak poprawnie zapisywać wyrażenie w ogóle (musi być osobno), czego efektem jest mnogość różnych jego form: wogule, wogóle, wogle. W rezultacie powstają potworki w rodzaju Co to wogule za kraj, ta Czarnogóra?; Tak wogóle to nie mam prawa jazdy; Ja wogle nie wiem, jak to napisać itp. A w maju 2014 r. jeden ze sklepów wydał oświadczenie, w którym czytamy: Bardzo pozytywne reakcje klientów i wogle super. Niestety, jednak nie bardzo super. W dodatku niektórzy twierdzą (oby tylko żartem), że wogle to wcale, a w ogóle to ogólnie… Zawsze i wszędzie musi być w ogóle! Taki dziwoląg jak wogule mógłby co najwyżej istnieć w świecie Tolkiena, gdzie grozę budziły Nazgule.
 A o tym, że z
wogle jest coś nie tak i że może ono być co najwyżej obiektem gry słownej, świadczy choćby fragment „Lolity” V. Nabokova, w tłumaczeniu M. Kłobukowskiego. Autor w usta narratora wkłada takie oto słowa: No bo na przykład nie miałem na czym położyć głowy i w ogóle (o mało nie napisałem „wogle”). Ciekawe, jak to brzmi w oryginale?


w/w – poprawny zapis to ww. (z kropką). Skrót składający się z dwóch liter „w” znaczy 'wyżej wymieniony' (i różne jego odmiany), ale nie pisze się go z ukośnikiem, a taki właśnie sposób pisania jest bardzo często spotykany (Przeczytaj w/w cytat i wtedy się wypowiedz – choć akurat tutaj lepszym słowem niż ww. byłoby powyższy). Z zasady w polszczyźnie pisanej nie stosuje się ukośników, a już na pewno nie rozdziela on od dawna ustalonych zbitek literowych. Tak samo nie należy pisać d/s ('do spraw'), j/w ('jak wyżej'), n/t ('na temat') czy ś/p ('świętej pamięci'), tylko ds., jw., nt., śp. – zawsze z kropką na końcu.
 Podobnie niepoprawne jest pisanie
w/g zamiast wg ('według'), ale specyfika tego błędu polega na czymś innym. Otóż przyimek według składa się, jak widać, tylko z jednego słowa (a nie dwóch, jak omówione wcześniej ww., ds., jw., nt., śp.), dlatego dzielenie go ukośnikiem czy jakimkolwiek innym znakiem jest rażąco niedopuszczalne. Ponadto w tym wypadku obowiązuje pisownia wg bez kropki, w myśl reguły, że nie stawia się jej po skrótach kończących się ostatnią literą formy skracanej (tak samo jak dr, mgr, bp, nr, płk itp.). Błędnie skracane słowo według było niegdyś dość często stosowane w oficjalnych tekstach, także w kartach tytułowych filmów, jak np. w „Trędowatej” Jerzego Hoffmana z 1976 r. (dopisek: w/g powieści Heleny Mniszkówny).
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

z kąd – sztandarowy przykład (poprawnie: skąd) jednego z najczęstszych zjawisk w pisowni. Rozdzielanie (albo wręcz przeciwnie, łączenie, co zachodzi nieco rzadziej) wyrazów, nie wyłączając spójników, zaimków itp., oraz rozmaite przeinaczenia literowe są prawdziwą plagą zwłaszcza na forach internetowych. Skala tego „procederu” coraz bardziej wymyka się spod kontroli, a rezultatem są wyjątkowo koszmarne twory językowe. Analogiczne przykłady: z pod (zamiast spod), na prawdę (zamiast naprawdę), nie ważne (zamiast nieważne), na wzajem (zamiast nawzajem), o to (zamiast oto), naj prostszy (zamiast najprostszy), z resztą (zamiast zresztą), nie porozumienie (zamiast nieporozumienie), po za (zamiast poza), dla tego (zamiast dlatego), z nać (zamiast znać), z tond (zamiast stąd), gdzie kolwiek (zamiast gdziekolwiek), nie kiedy (zamiast niekiedy), poco (zamiast po co), odrazu (zamiast od razu), pozatym (zamiast poza tym), napewno (zamiast na pewno), spowrotem (zamiast z powrotem), chciał bym (zamiast chciałbym). Trudno przypuszczać, by piszące tak osoby brały swoją wiedzę na ten temat z materiałów o dawnej polszczyźnie (patrz: link poniżej). Co ciekawe (i zdumiewające), taką pisownię czasem można zauważyć również w telewizji, np. w pewnym programie motoryzacyjnym tępiącym piractwo drogowe. Wyrażenia typu z pod i za raz, podpisujące dialogi między policjantem a kierowcą, nie należą do rzadkości. Wręcz odnosi się wrażenie, że program ma w tym względzie poważny problem (choć przez jego twórców niezauważany).
 Zabawna rzecz. Oto we francuskiej komedii „Karambole” z roku 1963 (seans w TV Puls, 12 lipca 2012 r.) bardzo istotna okazała się nieumiejętność pisowni wyrażenia
naprawdę (mowa o polskim tłumaczeniu). Główny bohater, pisząc w anonimowym liście z pogróżkami na prawdę, zdradził się tym samym przed swą rezolutną sekretarką, która od dawna wytykała mu słabą znajomość ortografii. Ciekawe, komu z szanownych internautów zdarzyło się coś podobnego…
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN

zagranicą – spotykana często niepoprawna pisownia zwrotu w rodzaju byliśmy zagranicą. Jest to bezsens, gdyż przebywać można tylko za granicą, bez względu na to, czy chodzi o obce kraje, czy o linię graniczną oddzielającą dwa państwa. Jedzie się zawsze za granicę, ale wraca z zagranicy (chyba że chodzi o linię graniczną, którą się wcześniej przekroczyło, wtedy rzeczywiście można wrócić zza granicy). Pisownię nasi zagranicą przez długi czas stosował pewien znany tygodnik piłkarski, będąc nad wyraz oporny (w osobie jednego z ważniejszych redaktorów, J.A.) na wszelkie próby wyprowadzenia go z błędu, i w ogóle dziwi fakt, że nierzadko przy takim zapisie upierają się urzędy, instytucje czy redakcje.
 Z tym wyzwaniem nie poradził sobie znany portal, który pewnego razu zamieścił taką oto informację:
My wiemy, która Polka zagrała dziewczynę Bonda – ale czy ktokolwiek zza granicy o tym pamięta? Ponad wszelką wątpliwość powinno tam być: z zagranicy.
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Obcy język polski
Językowa corrida
Językowa corrida

zagwostka – to będzie jedno z najkrótszych haseł na tej stronie… Otóż wielu młodych ludzi nie zna pisowni tego słowa i zapisuje je tak, jak się je wymawia, czyli właśnie zagwostka. A chodzi o słowo zagwozdka (czyli 'trudność, komplikacja, przeszkoda'), mające wyraźny związek z gwoździami i czasownikiem zagwoździć. Być może jednak internauci zagwostkę kojarzą z ciekawostką lub drobnostką. Ot, gramatyczna zagwozdka.

Językowa corrida

żądzić i rządać – co prawda niniejsza strona nie zajmuje się „zwykłymi” błędami ortograficznymi, warto jednak w tym miejscu wytknąć wyjątkową u wielu osób nieumiejętność stosowania spółgłoski „rz”, która zapisywana jest błędnie jako „ż”. Wydaje się, że właśnie nagminne mylenie pisowni wyrazów z „rz” i „ż” jest dużo częstsze niż „ch” i „h” oraz „u” i „ó”. W efekcie co rusz można się natknąć na słowa takie, jak kożystać, żecz, obejżeć, żucać, kojażyć, wyżynać, żygać itp., zamiast korzystać, rzecz, obejrzeć, rzucać, kojarzyć, wyrzynać, rzygać – oraz odwrotnie, rządza, porządany itp., zamiast żądza, pożądany.
 Tego typu pomyłki zaobserwować można także w poważnej prasie, oto kilka przykładów:
Cały ten festiwal ulg zrównoważyli, każąc najbogatszych wyższymi opłatami (felieton w „Kurierze Szczecińskim”, 30 III 2012 r.); Matt Damon jest sympatyczny i wiarygodny jako rządny przygód supertata (R. Donica, recenzja w miesięczniku „Film”, marzec 2012 r.); To taka legenda, że jeśli Żydzi żądzą Hollywood, to tematyka żydowska jest milej widziana (rozmowa z red. nacz. „Filmu” J. Rakowieckim, „Super Express”, 15 II 2012 r.); Aztekowie – opętani rządzą zabijania i ofiarami z ludzi (miesięcznik „Świat na Dłoni”, październik 2013 r.). W tych czterech przypadkach poprawnie powinno być odpowiednio: karząc, żądny, rządzą, żądzą.
 Ale takie pomyłki to nie tylko w prasie. W powieści H. Cobena „Klinika śmierci” mamy takie oto dwie wpadki:
Obcisły top plus atłasowe szorty, które wżynały się boleśnie w krocze oraz Więzy są mocne, ale nie wżynają się jej w skórę – powinno być: wrzynały, wrzynają. Mało tego, w napisach do polskiego wydania DVD filmu „Siedem” straszą aż trzy lapsusy dotyczące wymiotowania: O Boże. Pieprzone żygi; Żygać mi się chce od tego czekania; Prawie nie zauważyłem, jak go obżygałem. Poprawnie: rzygi, rzygać, obrzygałem. Ale to nic, w pirackich wersjach filmów zdarzają się większe byki.
 Na przykład takie. W napisach do jednego z filmów z roku 2013 trafił się taki oto kwiatek:
Jaki jest sens w noszeniu maski, jeśli nie możesz robić, co ci się rzewnie podoba. Doprawdy, paradne. Powinno być oczywiście żywnie, gdyż słowo to stanowi część związku frazeologicznego i można powiedzieć np. Zrobię to, jak mi się żywnie podoba (czyli 'tak, jak chcę'), natomiast rzewnie, czyli 'czule, żałośnie, tkliwie', to można zapłakać. Nad niewiedzą internautów, rzecz jasna. Cóż, nie od dziś wiadomo, że niektóre osoby przygotowujące takie napisy bardziej obeznane są z językiem angielskim niż polskim.
por. jęz. PWN

-żesz – to błędny i bardzo rozpowszechniony zapis podwójnej partykuły wzmacniającej (-że + -ż), dodawanej do formy trybu rozkazującego II osoby l.poj., która powinna brzmieć -żeż. Używane najczęściej w wyrażeniach typu: Jakżesz niewiele brakowało! (zamiast jakżeż); No, zjedzżesz ten obiad (zamiast zjedzżeż); Niechżesz to będzie i komedia (zamiast niechżeż); Idźżesz się ogolić (zamiast idźżeż); O żesz ty… (zamiast ożeż). W maju 2018 r. nie popisał się technik, który w „Wydarzeniach” Polsatu materiał o dręczeniu dziecka w przedszkolu zilustrował takim napisem: Cicho, no stańżesz, k… jasna! (zamiast stańżeż). Zdarza się też, że popełniany jest zwykły błąd ortograficzny, czego efektem są okrzyki w rodzaju No rzesz kurna. Zawołanie o żesz bywa spotykane w książkach (choć poprawne ożeż równie często).
 [porównaj: „nosz"]


por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
por. jęz. PWN
Obcy język polski
Językowa corrida