STRONA GŁÓWNA

Pisownia

Wymowa

Słowa nadużywane

Słowa używane niewłaściwie

Kwiatki

Kwiatki II

Ludzie piszą

Poradnie i artykuły



29 luty a a nuż, widelec a więc aka akcent apostrof autor bóg bynajmniej Ci ciężki, ciężko co by cofać do tyłu Cristiano Ronaldo cyrylica dedykowany deko dekold derby diakrytyczny dokładnie doktór dosiego roku dwutysięczny ekskluzywny ever facet fan Filip z konopi for furrora globa gównażeria gram gro Hong Kong ikona ilość imho jak się czujemy? jakby każdy jeden klatkarz koszta -ks kultowy kurde liczba lokalizacja lubieć manna meczy mi mieć miejsce mimo, że mini- muzeum na całe szczęście na czele na dzień dzisiejszy na najwyższym podium na dworzu nadzieji najmniejsza linia oporu nazwisko (odmiana) nazwisko (szyk) Nicholas Deep niemanie niemniej nienawidzieć nie palenie niepokojony nieswoje niż nocny Marek nostalgia nosz nowelizacja Nowy York obejdziony oboje, obydwoje obraz oczka oczywistym jest od tak odnośnie czegoś ogarniać oglądać telewizor oglądnąć olimpiada -om, -em opierać się o orginalny Oskar osobiście ów pieniążki pisze PLN po prostu pod rząd Polacy nie gęsi polonizacja Polski pomarańcz posiadać poszłem póki co póki my żyjemy półtorej produkcja proszę panią próba przekonywujący rozchodzić się ryzykować życiem rzeczypospolita se sex spacja spolegliwy ssać standart stronka swetr szacunek szczelać szlak tacierzyństwo tak? także tatałajstwo to znaczy… topic troszeczkę tudzież -tych tyś. ubrać umią, rozumią v-ce w cudzysłowiu w czym mogę pomóc? w każdym bądź razie w miesiącu Westerplatte William i Harry witam włanczać wogule wraz wszechczasów w/w wydawać się być wymyśleć wziąść yyy… z dużej litery z kąd za wyjątkiem zagranicą zagwostka zajebiście złoty zo żądzić i rządać -żesz

LUDZIE PISZĄ


 W lipcu 2012 roku dostałem e-maila (niepodpisanego, więc nawet nie chciało mi się odpowiadać), w którym ktoś podał mi wyjaśnienie (przytoczone za stroną pl.wiktionary.org), dlaczego słowo naukowiec można i należy wymawiać przez „ł”, a nie wyłącznie „u”, jak to mi się zdawało i do czego się ostro przyczepiłem w haśle „akcent”. Przyjąłem to do wiadomości i błędny zapis usunąłem z hasła, choć nałkowcy nadal bardziej kojarzą mi się z badaczami twórczości Zofii Nałkowskiej, a nie z nauką. Lecz zdaje się, że nie tylko ja coś pokręciłem w tym temacie, skoro w marcu 2017 r. internet obiegło zdjęcie zakładki wydanej przez pewien instytut książki, na której wydrukowano napis: Zofia Naukowska



 Jakiś czas temu natrafiłem na wymianę zdań dwóch internautów w serwisie Wykop, którzy uznali, że na swojej stronie użyłem błędnego określenia wraz z wzrostem cen. Według nich powinno być wraz ze wzrostem cen, gdyż taka zbitka spółgłosek, jaką zastosowałem, jest trudna do wymówienia. Abstrahując od kwestii problemów z wymawianiem (ja akurat nie mam z tym kłopotu), postanowiłem przychylić się do opinii internautów, gdyż także naszły mnie wątpliwości, poza tym w słowniku języka polskiego znalazłem takie właśnie zdanie: Wraz ze wzrostem stopy dochodu obligacji spada jej wartość.

Wykop.pl



 Na początku 2012 roku, w styczniu, napisał do mnie internauta, zwracając uwagę na błąd na mojej stronie. Otóż w dwóch miejscach napisałem: Problem zapewne sam zniknie wraz z wprowadzeniem w Polsce nowej waluty – Euro. No faktycznie: od kiedy to nazwy walut piszemy wielką literą, hę? Mocno się zawstydziłem, bo oto okazało się, że przez blisko pięć lat na stronie wisiał nawet nie błąd, lecz wielbłąd. Gdzie ja miałem oczy? Od razu widać, jakie spustoszenie w umyśle może wyrządzić bezustanne myślenie o jednej imprezie sportowej…



 W marcu tego samego roku otrzymałem e-maile od kilkorga internautów, którzy uważali, że na mojej stronie powinienem „rozprawić się” z takimi określeniami, jak masakra, hardkor, ogólnie, tak naprawdę czy chciał(a)bym. Musiałem odmówić z bardzo prostego powodu: zwyczajnie te słowa nie robią na mnie większego wrażenia, nie przeszkadzają mi, nie irytują, nie widzę potrzeby zakładania im haseł, choć wiem, że rzeczywiście masakra bywa eksploatowana do niemożliwości (ale już chciał(a)bym jest najzupełniej normalne!). Tak to jest, że każdego denerwuje co innego i chyba każdy ma swoje językowe demony, do rozprawy z którymi chciałby zaprząc resztę świata.

 Nawiasem mówiąc, tych czworo (bo obojga płci) internautów napisało do mnie w odstępie zaledwie kilku dni i nie wierzę, że to przypadek. Pewnie się znają i skrzyknęli się po natrafieniu na link do mojej strony na jakimś Wykopie czy czymś takim…



 W maju napisała do mnie internautka, prosząc o wyjaśnienie, jak należy odmieniać w liczbie mnogiej nazwiska Szóstak, Parol i Spelbert. Aż mnie zmroziło, bo do czego to doszło, żebym udzielał porad językowych? Nie jestem przecież ani językoznawcą, ani polonistą, a miłej pani najwyraźniej coś się pomyliło… Ale mimo to akurat w tym przypadku mogłem śmiało służyć radą (w przeciwnym razie podałbym namiary na miejsca, w których można o to spytać profesjonalistów), bo podane nazwiska nie mają prawa sprawiać kłopotów w odmianie. Powinno być oczywiście państwo Szóstakowie, Parolowie i Spelbertowie, a zaprasza się państwa Szóstaków, Parolów i Spelbertów. Pamiętajmy zatem: tak, nazwiska się odmienia!

 Dodam przy okazji, że jestem mocno zdziwiony tym, że gdzieniegdzie w sieci pojawiają się odnośniki do mojej strony. Internauci poszukujący wyjaśnień problemów językowych czasem przytaczają hasła, które opracowałem, a niekiedy robią to z tak śmiertelną powagą, że nie wiem, czy cieszyć się, czy z niedowierzaniem kiwać głową. Zwłaszcza jeśli są to hasła pisane w mocno subiektywnym lub emocjonalnym tonie, nie jest chyba najlepszym pomysłem, żeby traktować je jako źródło wiedzy o naszym języku. Ale cóż, w internecie panuje wolność wyboru, także jeśli chodzi o opinie językowe. I śmieszno, i straszno…



 Dostałem raz brzydki e-mail. Nie tylko nie był w żaden sposób podpisany, ale nie było też ani słowa powitania. Tylko dwie suche, koślawo wyklepane informacje. O tym, że w jednym z haseł na stronie stosuję koszmarną stylistykę oraz że pisze się Internet, a nie internet, jak to jest wszędzie u mnie. Co prawda nie uważam się za językowego erudytę, ale też i nie wierzę, żeby gdzieś u mnie straszyła „koszmarna stylistyka”, dlatego jedynie wzruszyłem ramionami. Jakby co, to poproszę o więcej szczegółów (od kogokolwiek).

 Co do drugiej kwestii, to mogę jasno stwierdzić, że tak autorytatywne stwierdzenie absolutnie nie ma racji bytu. Wciąż bowiem trwają między językoznawcami dyskusje, czy internet należy zapisywać małą, czy dużą literą, i czym w ogóle jest internet, żeby go pisać tak albo inaczej. Akurat w tej kwestii sprawa jest dość jasna: jedni piszą Internet, a inni – internet (mowa tu nie o internautach, tylko np. o autorach książek). Ja przyjąłem wersję z małą literą i już. I nawet nie zadałem sobie trudu, żeby odpisać na ten pseudolist – szkoda fatygi.

Obcy język polski
Obcy język polski

 Sam Maciej Malinowski w swoich artykułach, zapewne aby uzmysłowić czytelnikom wspomniane wątpliwości, niegdyś stosował pisownię I(i)nternet, czego chyba jednak nie należy polecać zwykłym użytkownikom polszczyzny.



 Pewnego razu trafiłem na demotywator utworzony na podstawie mojej strony. Szok. Że też komuś się chciało… Nie jestem fanem demotywatorów, nie szukam ich, zazwyczaj nie oglądam, jeśli gdzieś trafiam na jakieś większe ich skupisko. Uważam, że są (zdecydowana większość tych, które widziałem) nieśmieszne i nieciekawe. Zwykłe pierdoły tworzone przez nie wiadomo kogo, nie wiadomo jak i nie wiadomo po co. Ale skoro to kogoś bawi, nawet jeśli jest to takie byle co, jak ten poniżej, to proszę bardzo. Niech autorowi będzie na zdrowie.

Demotywator



 Gdzieś tak na początku czerwca natknąłem się na link do mojej strony na Wykopie. Na ogół nie odwiedzam tego serwisu, toteż nie jestem zbytnio zorientowany, jakie zasady tam obowiązują i jak mam rozumieć zainteresowanie moją stroną, podparte 287 komentarzami internautów. Ale tak czy owak z ciekawością przeczytałem, co tam ludzie piszą. Pomyślałem też, że wypadałoby w jakiś sposób odnieść się do zarzutów wobec treści mojej strony – a jest ich sporo! – ale jednak nie zrobię tego, szkoda zachodu, zwłaszcza że jest tego zbyt dużo, żebym krok po kroku wyjaśniał, co i jak. Nie chce mi się i już, odniosę się jednak do kilku rzeczy.

 Po pierwsze i najważniejsze, większość zarzutów wobec mnie, że dokonuję nadinterpretacji tych czy owych słów, wyrażeń i zwrotów, że drastycznie przesadzam, że nie rozumiem zmian zachodzących w języku, owej nieustannej jego ewolucji, i że w ogóle wszystko na tej stronie to ględzenie starego pierdziela, wyładowującego swoje frustracje, mogę skwitować jedynie wzruszeniem ramion. Sprawa jest bowiem bajecznie prosta: jeśli JA uważam, że jakieś słowo jest nadużywane i że można by użyć zamiast niego jakiegoś lepszego zamiennika, to jest to czysto subiektywna ocena, z którą się nie dyskutuje (a przynajmniej nie tak zawzięcie). Tak jest, denerwuje mnie używanie dokładnie, imho, stronek, obrazów (zwłaszcza tych ostatnich nienawidzę) – i najchętniej w ogóle pozbyłbym się ich z naszego języka. Bo tak właśnie uważam i dlatego o tym piszę. I dyskutuj z tym. Mnie z kolei wcale nie doprowadza do szału masakra, generalnie, aczkolwiek czy jeszcze parę innych, których brakowi na mojej stronie nie mogą nadziwić się komentatorzy z Wykopu. Odniosłem wrażenie, że wiele z tych osób w ogóle nie zrozumiało, czemu ma służyć to, o czym piszę, a stwierdziłem też, że niektóre z ich argumentów balansują na granicy śmieszności i kwalifikują się do tego, żeby je o kant wiadomo czego potłuc. Nie mówiąc już o tym, że pewne moje uwagi są mocno żartobliwe, jak choćby propozycja, aby zamiast witam pisać niech będzie pochwalony – co wyraźnie umknęło temu i owemu. Ale cieszę się, że choć jednemu z nich podoba się kolorystyka mojej strony.

 Po drugie, sprawa okolic bikini. Tutaj biję się w pierś i przyznaję rację moim adwersarzom, którzy twierdzą, że nie wiem, o czym piszę. Rzeczywiście, to było chyba najgorsze i najbardziej niedopracowane hasło w moim zbiorze (już je usunąłem). Utworzyłem je kilka lat temu, zaraz na samym początku, a pomysł na nie podsunął mi znajomy, którego golenie okolic bikini wyjątkowo raziło. Zbyt pochopnie przyznałem mu rację i pośpiesznie napisałem coś od ręki, nie myśląc o tym, że tak naprawdę wcale się z tym określeniem nie spotykam i nie przeszkadza mi zbytnio. Ot, zachciało mi się pójść koledze na rękę… Usunąłem także (to już w roku 2015) hasła o pozdrawianiu oraz dotyczące słowa sowiecki. Nie były zbyt mądre, a już na pewno nie odnosiły się one do tematyki językowej, tylko, nazwijmy to, ogólnożyciowej.

 Po trzecie i na razie ostatnie. Parę osób pisze, że w wykazie słów nadużywanych brakuje bynajmniej, stosowanego zamiennie z przynajmniej. Ano brakuje, bo hasło to znajduje się w dziale słów używanych niewłaściwie. Rzecz jasna, bynajmniej jest jak najbardziej słowem nadużywanym, ale przede wszystkim spełnia kryteria przynależności do słów używanych błędnie i w tym też dziale się znalazło. W ogóle dziwi mnie, że internauci na Wykopie w swych komentarzach kurczowo trzymają się zawartości jednej zaledwie podstrony, podczas gdy odsyłacze w menu kierują ich do pozostałych działów – czyżby one nie wzbudzały już takich kontrowersji?

 Podsumowując, doprawdy nie wiem, co w takim miejscu jak Wykop robi moja skromna strona, i do dziś nie mam pojęcia, czy została ona „wykopana”, czy „zakopana”…

Wykop.pl



 W maju 2015 r. natrafiłem na serwis tego samego typu, co opisany wyżej Wykop. I tam również gromadka internautów raczyła skomentować treść mojej strony, a dokładniej – jednej tylko podstrony. Tej samej, co na Wykopie, czyli dotyczącej słów uznanych przeze mnie za nadużywane (jak zatem widać, wytykanie nadużyć wciąż boli). Komentatorzy używali dość podobnych argumentów, zarzucając autorowi a to utyskiwanie na rzeczywistość, a to niezrozumienie ewolucji języka, a to ból dupy… Jednak mniejsza z tym.

 Jeden z dyskutantów zarzuca mi niekonsekwencję, gdyż na stronie „sam wytykam ludziom używanie słów kurde, zajefajnie czy facet, a potem kończę akapit szacunem”. Prawdę mówiąc, zupełnie nie rozumiem, co ma piernik do wiatraka. Domyślam się, że chodziło mu o to, iż opisuję wymienione przez niego słowa jako nadużywane, a sam jedno z haseł kończę dosadnym szacun, również często stosowanym (choć przeze mnie nieopisanym) i bez cienia wątpliwości pochodzącym ze slangu. I cóż z tego – spytam. Rzeczywiście, tu i ówdzie na stronie używam słów slangowych, potocznych, a nawet niezbyt cenzuralnych, ale – najważniejsze, żeby stosować je właściwie, co mi się, mam nadzieję, udało. Na szczęście moje intencje zrozumiał inny z komentatorów, który stwierdził: „Może to było celowe z jego strony? Trochę ironiczne podsumowanie tego, jak dzisiaj się mówi”. Bardzo słuszny wniosek.

Strims.pl