STRONA GŁÓWNA

człowiek – mężczyzna

człowiek – kobieta

miejsca

przymiotniki

wyrażenia przymiotnikowe

wyrażenia nieprzymiotnikowe

zwroty

inne

przykładowe użycie eponimów w literaturze

wokół eponimów




wokół eponimów


Dlaczego nie ma w zbiorze przymiotnika orwellowski?

 Cóż, w zasadzie tylko dlatego, że definicje tego hasła nie są w słownikach opatrzone kwalifikatorem książk. wskazującym na jego użycie przenośne, dlatego potraktowałem je – być może niesłusznie – jako odnoszące się wyłącznie do twórczości George'a Orwella. Oto zresztą opis hasła w słowniku języka polskiego: 'dotyczący twórczości George'a Orwella, charakterystyczny dla utworów George'a Orwella', uzupełniony przykładami: orwellowska wizja świata, orwellowscy bohaterowie, orwellowskie powieści polityczne. Tak więc rzeczywiście można sobie wyobrazić zdanie w rodzaju: „Nie mam ochoty dłużej żyć w tym orwellowskim państwie”, w którym orwellowskim jest wyrazem ewidentnie spełniającym wymogi stawiane uznaniu go za eponim kulturowy. Zresztą niekiedy można spotkać takie właśnie wypowiedzi: Od pięciu lat władza ukazuje Polakom świat równoległy. Po części orwellowski, po części odpustowy i jarmarczny (H. Martenka, „Angora” nr 48/2020). Ponadto znajdujemy w słownikach termin orwellizm ('manipulowanie faktami, prawdą, świadomością społeczeństwa w celu uzyskania nad nim pełnej kontroli'), który już wprost zaliczony jest do „książkowych”, zatem chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by również włączyć go do zasobów prawdziwych eponimów. Na razie jednak – zostanie tak, jak jest.

 Z podobnych względów pominąłem przymiotnik kopernikowski, kopernikański, czyli 'dotyczący działalności Mikołaja Kopernika, jego odkryć i jego teorii', mimo że również natrafiłem na jego użycie: Ostatnio nastąpił niemal kopernikański przewrót w definiowaniu pojęć medycznych („Kurier Szczeciński” z dn. 27 XI 2020 r.).


Wielka litera kontra mała litera

 Jak można zauważyć, w dziale „Przykładowe użycie eponimów w literaturze” zamieściłem także eponimy pisane dużą literą. Na stronie głównej wspominam, że wyrazy odimienne zapisujemy z zasady małą literą, w słownikach jednak panuje w tym względzie pewna niekonsekwencja. Mamy bowiem w samym tylko słowniku wyrazów obcych takie hasła eponimiczne, jak amfitrion, apollo, cerber, dulcynea, eldorado, krezus i wiele innych, ale już Beatrycze, Jonasz, Junona, Kasandra, Kirke, Nikodem, Ofir, z kolei słownik języka polskiego podaje jednak pisownię jonasz i kasandra. Swego czasu zadałem na ten temat pytanie w Poradni Językowej PWN, a w odpowiedzi dr Jan Grzenia zgodził się ze mną, że w istocie wszystkie takie słowa powinno się pisać małymi literami, jeśli tylko zostały użyte w znaczeniu pospolitym, a co za tym idzie – należałoby w związku z tym zwrócić uwagę autorów, redaktorów i korektorów na potrzebę dostosowania zapisu wyrazów tego typu do zasad pisowni.

 Dlatego też w przykładach z literatury nie pomijałem słów, które zapisane zostały od wielkiej litery, wychodziłem bowiem z założenia, że przecież bez cienia wątpliwości są to również eponimy, tyle że nieco „niedoskonałe”, tzn. pisane w czasach, kiedy wiedza na temat zasad ich zapisu nie była jeszcze zbyt powszechna lub ustabilizowana. Znalazły się tam zatem takie wyrazy odimienne: Circe, Sardanapal, Sybilla (tłum. A. Dumasa), Wersal (T. Dołęga-Mostowicz), Amazonka (tłum. J. Steinbecka), Styks (H. Sienkiewicz), Dalila (tłum. W. Scotta), Antinous, Adonis, Automedon, Apollo, Samson (M. Rodziewiczówna), których autorzy bądź tłumacze nie do końca znali zasady pisowni lub też w ich czasach (zwł. mowa o Sienkiewiczu) wcale nie były one istotne. Ideałem byłoby, gdyby wszystkie te słowa zostały w nowych wydaniach książek wreszcie zapisane małą literą. Osobną kwestią jest natomiast Ulisses występujący w „Potopie” Sienkiewicza. Jak wiadomo, ulissesem można nazwać 'człowieka bardzo przebiegłego' i w takim właśnie znaczeniu zostało to słowo użyte w powieści. Problem w tym, że jest nim rozpoczęty nowy wers dialogu (Ulissesem z dawna mnie nazywano! – odrzekł skromnie Zagłoba.), w związku z czym obowiązkowo musiał on zostać zapisany od dużej litery, a to z kolei sprawiło, że nie wiadomo, czy Sienkiewicz chciał napisać Ulisses, czy ulisses… Dodajmy na koniec, że wspomniana Circe nie występuje na niniejszej stronie wśród haseł, ale to oczywiście wersja imienia Kirke, czarodziejki, którą spotkał Odyseusz (jeszcze inną wersją jest Cyrce – pod takim imieniem pojawia się ta postać choćby w „Opowieściach z zaczarowanego lasu” Nathaniela Hawthorne'a, popularnego niegdyś zbioru mitów dla młodych czytelników).


Kandydaci na eponimy

 Istnieje pewna grupa wyrazów, które być może za jakiś czas, naturalną drogą językowej ewolucji, znajdą się w słownikach jako pełnoprawne eponimy. Są to słowa, których od czasu do czasu ktoś używa w mowie lub piśmie, a które w oczywisty sposób spełniają przesłanki pozwalające na umieszczenie ich w gronie eponimów, pomimo że na razie nie normują ich w tej grupie żadne wydawnictwa językowe. Przyjrzyjmy się kilku z nich.

 Zdarza się czasem, że w filmie – z reguły anglojęzycznym – można usłyszeć wypowiedź tego rodzaju (mowa o polskim tłumaczeniu): „Co ty nie powiesz, Sherlocku?”. Zachodzi to w sytuacji, kiedy jedna z postaci „wymądrza” się na jakiś temat związany z próbą odkrycia prawdy albo rozwiązania bądź wyjaśnienia jakiegoś problemu, co skutkuje tym, że ktoś inny mityguje ją i kpi z jej zapędów detektywistycznych, określając ją ironicznym, czy też pogardliwym mianem „Sherlocka”. Chodzi oczywiście o słynną literacką postać detektywa Sherlocka Holmesa pióra Arthura Conana Doyle'a, natomiast w tej sytuacji nasuwa się pytanie: czy w takim razie Sherlock mógłby być eponimem? Oczywiście, że tak! Spytajmy: jak można by nazwać kogoś, kto nie jest z zawodu detektywem i nie mając do tego predyspozycji, zajmuje się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych, choćby przypadkowo? Całkowitego amatora w tej dziedzinie, który wymądrza się, narażając się na kpiny, docinki, kąśliwe uwagi i niezrozumienie otoczenia? Właśnie Sherlockiem, czyż nie? Zachodzi tu przecież oczywisty, wyraźny proces nabywania pospolitości przez słowo pochodzące od nazwy własnej. Słynny detektyw Sherlock (Holmes) pisany dużą literą przeistacza się w detektywa amatora sherlocka, którego powinniśmy już zapisać literą małą – i voilà! A jeśliby się tak stało, to warto byłoby też pójść jeszcze o krok dalej i upowszechnić pisownię szerlok. Dlaczego? Ano z tego samego powodu, dla którego mamy określenie szajlok (opisane na niniejszej stronie). Przypomnijmy: szajlok to 'bezwzględny wierzyciel, lichwiarz wymuszający zwrot długu' i jest to termin powstały od nazwiska Shylock, postaci jednej z komedii Szekspira. Skoro zatem Shylock stał się szajlokiem, to analogicznie Sherlock mógłby zmienić się w szerloka

 Innym wyrazem wartym zaliczenia go w poczet eponimów wydaje się bizancjum. Nie ma go w słowniku języka polskiego ani wyrazów obcych, pomimo że jest bizantyjski, bizantyński ('odznaczający się wschodnim przepychem i kolorytem'), a przecież od czasu do czasu pojawia się w prasie czy w telewizji. Zajrzyjmy choćby do „Angory” nr 32/2020, w której w jednej ze stałych rubryk autor pisał: Opozycja uważa, że Stanisław Karczewski zorganizował w senacie bizancjum. Co mogłoby oznaczać owo bizancjum? Najpewniej byłoby to jakieś miejsce odznaczające się iście bizantyjskim przepychem, luksusem i z tego powodu poddawane krytyce, jako że byłby to stan niezasłużony, niemający ku temu żadnych podstaw, będący efektem rażącej niegospodarności i marnotrawienia środków. Ot, coś w tym stylu. Bardzo wygodne określenie, prawda? Jestem za tym, żeby eponim bizancjum znalazł się w słownikach.

 A raz natknąłem się też na prawdziwy rarytas. Było to znów w nieocenionej „Angorze” (nr 44/2020), w przedruku z serwisu internetowego Oko.press. Autor artykułu pisał tak: (…) a jej była współpracowniczka będzie się kłaść rejtanem, gdy ten spróbuje naprowadzić treści na odpowiednie tory. Widzicie to, co ja? Kłaść się rejtanem! Nie do wiary, jaki wspaniały zwrot eponimiczny ktoś wymyślił! Jak wiemy, Tadeusz Reytan (Rejtan) był szlachcicem, który w roku 1773 stawił bohatersko opór przeciw skonfederowaniu Sejmu Rozbiorowego, padając na ziemię w drzwiach sali sejmowej w próbie powstrzymania innych posłów przed wyjściem. Scenę tę uwiecznił Jan Matejko w słynnym obrazie, w którym przedstawił leżącego Rejtana w rozpaczliwym geście rozdzierającego sobie koszulę na piersiach. Tak unieśmiertelniony Rejtan i jego ikoniczny wizerunek najwyraźniej stały się dla autora artykułu podstawą ukucia wyrażenia kłaść się rejtanem, które mogłoby oznaczać np. próbę przeciwstawienia się czemuś lub komuś poprzez desperacki, heroiczny gest, jakim jest stanięcie na drodze we własnej osobie. Piękne, czyż nie?


Eponimy, których (jeszcze) nie ma

 Na koniec wymieńmy wszystkie pozostałe eponimy z literatury, które nie mają swoich haseł na stronie. Na początek takie coś: Jakiś rambo wyskoczył zza buldożera („Śpiące królewny” Stephena i Owena Kingów). Nigdy nie natknąłem się na eponim rambo, ale widać jasno, że autor tłumaczenia bardzo zgrabnie utworzył ten wyraz odimienny od nazwiska Johna Rambo, literackiego i filmowego amerykańskiego twardziela i komandosa, weterana wojny w Wietnamie, charakteryzującego się m.in. „górą mięśni” (w ekranowej postaci odtwarzanej przez Sylvestra Stallone'a). Następnie jest Wypowiedz się jaśniej, moja piękna Sybillo, którymi to słowami zwraca się Felton do Milady w „Trzech muszkieterach”. Również nie ma w słownikach eponimu sybilla, mimo że istnieje przymiotnik sybilliński, sybiliński ('proroczy, wieszczy', np. o przepowiedni), zatem sybilla w tym użyciu oznaczałaby kobietę tajemniczą, wypowiadającą się w sposób enigmatyczny, niejasny – Sybilla z Kume (Kumańska) była wieszczką i kapłanką Apollina, prorokinią słynną dzięki swym przepowiedniom. Dalej mamy powieść „Biały oleander” Janet Fitch: Artysta jest feniksem, który płonie, żeby zaistnieć. Nie istnieje eponim feniks, jest tylko zwrot odrodzić się, powstać jak Feniks z popiołów, co znaczy 'powstać od nowa po całkowitym zniszczeniu; regenerować się, zmartwychwstawać', sam Feniks natomiast to starożytny mityczny ptak spalający się na stosie i ponownie odradzający z własnych popiołów, zatem feniksem mógłby być ktoś, jak np. wspomniany artysta, kto do życia lub istnienia potrzebuje najpierw śmierci, aby się z niej odrodzić lepszy, wspanialszy. Bardzo poetyckie, trzeba przyznać. I wreszcie mamy: Te erynie gotowe go rozszarpać z „Króla Agisa” Haliny Rudnickiej – w tym fragmencie erynie są również eponimem, który nie doczekał się własnego hasła słownikowego. Erynie były w mitologii greckiej straszliwymi, nieubłaganymi boginiami zemsty, gniewnej klątwy i mściwej kary, dlatego erynią można by nazwać kobietę szaloną, mściwą, targaną i wiedzioną wściekłością, a przez to niebezpieczną i budzącą trwogę.

 U Sienkiewicza natomiast znalazłem jeszcze parę określeń spełniających wymogi przynależności do kategorii eponimów. W „Potopie” Wołodyjowski mówi o Kmicicu: Przedstawiam waszmościom częstochowskiego Hektora, a w „Panu Wołodyjowskim” siostra tytułowego bohatera, pani Makowiecka, zwraca się do Zagłoby: Jakże mnie miało przyjść, gdy i takiemu Salomonowi jak waćpan nie przyszło? W tych przykładach zarówno Hektor, jak i Salomon to terminy, które zostały użyte w funkcji eponimicznej i, przy dobrych wiatrach historii, powinny stać się hektorem oraz salomonem, czyli odpowiednio człowiekiem mężnym oraz mądrym.

 Kolejną ciekawostką jest, że chociaż funkcjonuje wyrażenie eponimiczne stentorowy głos, śmiech, sam Stentor, od którego się ono wywodzi, nie doczekał się własnego wyrazu odimiennego. A że bywa on w użyciu, dowodzą dwa takie przykłady, pochodzące z twórczości dwóch Aleksandrów: jeden z „Królowej Margot” Dumasa (Słyszę głos… głos stentora), a drugi – z „Zemsty” Fredry (Nie odmienią głos stentory). W tym drugim przypadku zamieszczony jest przypis, który objaśnia, że stentor to 'człowiek o potężnym głosie', co pozwala przypuszczać, że być może kiedyś istniało takie właśnie słowo. Dlaczego zatem nie przetrwało do dziś? Spełnia przecież wszystkie warunki, które pozwalają na uznanie go za eponim.


Nieeponim

 W „Dywizjonie 303” Arkadego Fiedlera wypatrzyłem coś, co początkowo wziąłem za eponim. Autor tak pisze o jednym z bohaterskich polskich pilotów: Usłyszał ludzkie głosy. Gonili go. Złapali za nogi i tak go przytrzymali. Nowe katusze, bo był jak na Madejowym łożu: w jedną stronę ciągnęli ludzie za obolałą nogę, w drugą stronę ciągnął spadochron. Wiemy, że madejowe łoże to żartobliwie 'bardzo niewygodne łóżko', w tym przypadku jednak jest dosłownie mowa o łożu zbója Madeja, czyli o łożu Madejowym, tak więc nie mógł się znaleźć ten cytat na mojej stronie.